Wiadomości
wszystkieRecenzja filmowa: Cwaniaki z Hollywood (PLAKAT)
Recenzja również na: mediakrytyk.pl
Nasze poprzednie recenzje alfabetycznie
Plakat i informacje o filmie w mediakrytyk.pl
Takie komedie zdarzają się każdego lata. „Nieskomplikowane” to najbardziej eufemistyczne określenie, jakim można je uraczyć. Stanowią ledwie epizod zarówno w życiu widzów, jak i samych twórców. Nie inaczej jest z „Cwaniakami z Hollywood”. Gdyby nie obsada raczej niewielu zwróciłoby na niego uwagę, a jednak film ten ma coś w sobie.
Lata 70-te zeszłego wieku, czyli złota dekada Hollywood. Niestety nie dla bohatera granego przez Roberta DeNiro, który jest producentem największych filmowych paździerzy. Jakby tego było mało, zadłużył się u mafiosa w osobie Morgana Freemana, który kategorycznie żąda spłaty. W tej sytuacji zdesperowany producent wpada na diaboliczny pomysł, by zacząć kręcić film, na którego planie „przypadkowo” dojdzie do śmiertelnego wypadku głównego aktora. Pieniądze z ubezpieczenia pokryją wszystkie długi. Wybór ofiary jest prosty. To przebrzmiały bohater westernów o zmęczonym obliczu Tommy Lee Jonesa, upozowanego na późnego Johna Wayne’a.
Nie ma co ukrywać, humor w tym filmie opiera się na tym, że Robert DeNiro przygotowuje mniej lub bardziej pomysłowe pułapki, z których Tommy Lee Jones wychodzi bez szwanku. Nie jest to nic odkrywczego, ale też film nie udaje bardziej wyrafinowanego niż jest. Od czasu do czasu ocieramy się o slapstick, ale pewnej umownej granicy nie przekraczamy. To wielka ulga, bo bałam się kawałów czysto fizjologicznych. Ileż to razy w przeszłości twórcy z braku pomysłu sięgali po kloaczne żarty, a bohaterowie seriami dostawali biegunki lub zatruć pokarmowych. Tu tego nie ma, humor jest wyważony i to jeden z powodów, dla których ten film się całkiem miło ogląda.
Drugi to aktorzy. Grają tu weterani, dla których taka komedyjka to małe piwo, więc naprawdę zdziwiona byłam entuzjazmem, jaki bije z każdej postaci. Zbyt często bowiem zdarza się, że znane nazwiska (jak choćby Bruce Willis) kręcą takie produkcje na „odwal się”, a ich zaangażowanie widać jedynie przy sprawdzaniu salda na koncie. Tutaj jest zdecydowanie inaczej, zwłaszcza u Roberta DeNiro, który tryska energią i dobrym humorem, wszędzie go pełno, a momentami wręcz samodzielnie nosi film na swoich barkach. Czuć wysiłek i chęć sprawienia radości widzom, nawet jeśli za pewien czas mało kto będzie o tym filmie pamiętał.
(Ala Cieślewicz)
Reż. George Gallo
Ocena: 6/10