Wiadomości
wszystkieRecenzja filmowa: Dalida. Skazana na miłość
Film miał swoją premierę 10 marca 2017 roku, w kinach polskich pojawił się 21 kwietnia 2017 roku
Zobacz również: mediakrytyk.pl
Poprzednie recenzje alfabetycznie
Obdarzona pięknym głosem Egipcjanka, dzięki talentowi, urodzie i smykałce do języków, podbiła serca publiczności na całym świecie. Jej życie prywatne miało więcej zwrotów akcji, niż jej występy na scenie. Właśnie mija dokładnie trzydzieści lat od samobójczej śmierci Dalidy.
W takich wypadkach zwykło się mówić, że czyjeś życie, to gotowy scenariusz filmowy, co nie zawsze dobrze wróży, bo nadmiar zdarzeń może sprawić, że lecimy po łebkach, a główny antagonista nam się rozmywa. Tutaj na szczęście w dużej mierze udało się tego uniknąć. A życie to ona miała! Wydaje się, że od momentu narodzin Dalida nie przeżyła spokojnie ani jednego dnia. Najpierw za sprawą ojca, oskarżonego o kolaborację z faszystami, a następnie przez korowód partnerów życiowych, słabych i niedojrzałych, którzy więcej brali niż dawali, by następnie skończyć tragicznie. Film skupia się głownie na jej sercowych perypetiach, a jak wiadomo, na tym najłatwiej się wyłożyć. Aktorzy jednak są przedni, wciągają w każdą scenę. Sveva Alviti nie tylko wygląda jak klon Dalidy. Ma charyzmę i talent i czy pląsa na scenie, czy zalewa się łzami, wierzymy jej bez zastrzeżeń.
Ale i tak najważniejsze są piosenki. Pełno piosenek, rozmieszczonych strategicznie, które nie tylko stanowią piękne tło, ale za każdym razem korespondują z tym, co dzieje się na ekranie. W dużej mierze dzięki nim film żyje i ma sprawne tempo. Ja po wyjściu z kina miałam ochotę zanurkować w kolekcję starych winyli moich rodziców, wśród których znajduje się także płyta tej artystki. Bo po tym filmie, dla takich jak ja, którzy nie mają szans jej pamiętać, Dalida nie będzie już bladym zdjęciem z okładki, tylko artystką z krwi i kości, która miała smutne, ale też fascynujące życie.
(Ala Cieślewicz)
Reżyseria: Lisa Azuelos