Recenzja filmowa: 183 metry strachu - Reporter-24.pl
Wiadomości
wszystkie

Recenzja filmowa: 183 metry strachu

Zapraszamy Państwa do kina na „183 metry strachu”. Ten thriller  miał swoją światową premierę 23 czerwca 2016 roku, w polskich kinach pojawił się 22 lipca 2016 roku.

Poprzednie recenzje

Zobacz też

Młoda i atrakcyjna Nancy wybiera się na samotną wyprawę na meksykańską plażę, którą kiedyś odkryła jej zmarła matka. Miejsce rzeczywiście zapiera dech i idealnie nadaje się do surfowania. Nancy jednak nie zdaje sobie sprawy, że jest to również żerowisko ogromnego żarłacza białego. Zaatakowanej dziewczynie udaje się schronić na małej, skalnej wysepce, którą lada chwila przykryje przypływ. Do brzegu ma tytułowe 183 metry, zraniona noga mocno krwawi, a rekin nie zamierza odpuścić.

Najlepsze są momenty tuż przed atakiem, kiedy my już wiemy, a dziewczyna jeszcze nie. Reżyser stopniowo i zręcznie wprowadza napięcie, zgrabnie zmieniając obrazki z folderu biura podróży we wciągający thriller. Pomysł na film jest genialnie prosty. Chodzi o to, by przetrwać i sprowadzić pomoc. Możliwości są jednak mocno ograniczone, a jedynym kompanem Nancy jest mewa z przetrąconym skrzydełkiem. Ale dziewczyna jest inteligentna i zdeterminowana. Blake Lively może i wygląda jak wzorzec z Sevres kalifornijskiej blondynki, ale to bardzo dobra aktorka i udanie dźwiga ciężar całej fabuły.

Ujęć rekina nie powstydziłby się sam Spielberg, gdyby w chwili kręcenia „Szczęk” miał do dyspozycji takie możliwości techniczne. Niezależnie, czy widzimy tylko charakterystyczną płetwę, czy potwora w całej okazałości, jest to widok przerażający. Trzeba jednak przyznać, że operator skupia się równie gorliwie na zgrabnej Nancy, prześlizgując się po jej krągłościach w zwolnionym tempie, jakby zawierały w sobie nie tyle rozwiązania fabularne, ale wręcz zagadkę wszechświata. To trochę denerwuje, chociaż przyznaję, że gdyby na miejscu Blake Lively był przykładowo Daniel Craig, nie miałabym pewnie aż takich obiekcji.

Jedyną ambicją tego filmu jest, byśmy co chwilę podskakiwali w napięciu. I trzeba przyznać, że z tego zadania wywiązuje się bardzo dobrze.

(Ala Cieślewicz)

Reżyser: Jaume Collet – Serra