Wiadomości
wszystkie
Recenzja filmowa nr 641: Franz Kafka (PLAKAT)
Recenzja również na: mediakrytyk.pl
Nasze poprzednie recenzje alfabetycznie
Biografia jednego z najbardziej uznanych pisarzy XX wieku, którego zarówno twórczość jak i enigmatyczna postać nadal inspirują różnorodnych twórców. W filmie pada nawet stwierdzenie, że stosunek tego, co napisał Kafka, do tego co napisano o Kafce, wynosi jeden do dziesięciu milionów. Zafascynowana Kafką od lat jest także Agnieszka Holland, która podeszła do jego historii w dość niestandardowy i ciekawy sposób. Miejscami może zbyt „ciekawy”.
Paradoksalnie niektóre moje odczucia po seansie przypominają te, po obejrzeniu produkcji „Chopin, Chopin”, chociaż oba filmy nie mogłyby się bardziej od siebie różnić. W obu jednak przypadkach odczuwałam znużenie. Podczas jednak gdy „Chopin, Chopin” jest płaski jak naleśnik i zwyczajnie przynudza swoją zachowawczością i powtarzalnością, film Agnieszki Holland jest przeładowany nowatorskimi pomysłami i chaotycznymi rozwiązaniami.
Reżyserka w jednym z wywiadów przyznała, że przez 50 lat kręciła linearne opowieści, więc postanowiła spróbować czegoś innego. I w tym filmie rzeczywiście odbija to sobie z nawiązką. Czego tutaj nie ma! Jest oczywiście Kafka, którego zapędy literackie ogranicza dominujący ojciec i którego mało kto rozumie. Skaczemy po jego życiu w przód i w tył, czasami cofając się do lat dziecięcych. Wchodzimy w jego przepełniony abstrakcyjnymi wizjami umysł, a także w sceny żywcem wyjęte z jego opowiadań. Przez cały seans poszczególne postacie z jego życia łamią czwartą ścianę i zwracaj się bezpośrednio do widza, opowiadając co dzieje się na ekranie, lub dopowiadając co działo się później. I jakby tego było mało, dochodzą jeszcze przebitki z teraźniejszości, w których Franz Kafka został sprowadzony do funkcji gadżetu i atrakcji turystycznej. A wszystko to razem zostało wymieszane i podane w dość gorączkowy sposób.
Trudno mi było wgryźć się w ten film, trochę to trwało, zanim przyzwyczaiłam się do szarpanej narracji i udało mi się zbliżyć do głównego bohatera. Pomógł Idan Weiss, który jest idealny w tej roli. Nie tylko wygląda kubek w kubek jak sławny praski pisarz, ale jeszcze prezentuje przykuwającą oczy charyzmę i delikatność. Wierzyłam mu bez zastrzeżeń w każdej scenie. Nie uważam jednak, żeby był w pełni wykorzystany. Bo ten film ma denerwującą tendencję do wybijania z rytmu, kiedy widz już ten rytm odnajdzie. I jak rozumiem był to zabieg w pełni zamierzony, obliczony na to, by pokazać stan ducha naszego bohatera. Nic jednak nie poradzę, że każdy kolejny artystyczny chwyt lub współczesny wtręt coraz bardziej mnie znieczulał na opowiadaną historię. I trochę męczył. Gdybym oglądała ten film w zaciszu domowym, a nie w kinie, pewnie oglądałabym go na raty. Jest tu kilka prostych, intymnych i emocjonalnych scen, ale dla mnie było tego zdecydowanie za mało. I tak jak cenię sobie dynamizm tego filmu, tak parę razy jako widz wypadłam z tego pędzącego wagonika i nie bardzo miałam ochotę go gonić.
(Ala Cieślewicz)
Reż. Agnieszka Holland
Ocena: 6/10