Recenzja filmowa nr 617: Thunderbolts* (PLAKAT) - Reporter-24.pl
Wiadomości
wszystkie

Recenzja filmowa nr 617: Thunderbolts* (PLAKAT)

Recenzja również na: mediakrytyk.pl

Nasze poprzednie recenzje alfabetycznie

Iinformacje i plakat

Trochę boję się przyłączać do panującej wokół tego filmu euforii, żeby nie zapeszyć. W końcu jeden udany projekt nie kończy chudych lat Marvela. Nie mogę jednak zaprzeczyć, że bardzo dawno na żadnym filmie z tej serii się tak dobrze nie bawiłam.

Mamy tu do czynienia z osobliwą drużyną wyrzutków, trochę znanych z poprzednich produkcji, ale głównie z tego, że poruszali się na drugim, lub trzecim planie, albo że zwyczajnie ktoś spuścił im manto. Daleko było im z pewnością do super bohaterów z prawdziwego zdarzenia. W tym filmie muszą zewrzeć szeregi, by ocalić własną skórę, a fakt, że robią to tak niechętnie, jest okazją do wielu ciekawych interakcji i dużej dawki humoru.

Lecz chociaż wartkiej akcji i okazji do śmiechu nie brakuje, w filmie przeważa poważny ton. Przede wszystkim ze względu na spory bagaż traum, który ci specyficzni antybohaterowie przynoszą ze sobą i z którym muszą się zmierzyć w dość bolesny sposób. Nie poszłabym co prawda tak daleko, by określić ten film jako „psychologiczny”, ale głębi w ukazaniu protagonistów ma on zdecydowanie więcej, niż kilka ostatnich marvelowskich produkcji razem wziętych. I to działa. Na pierwszy plan wysuwa się Yelena, w którą fantastycznie wciela się Florence Pugh. W każdej scenie, bez względu na to czy akcyjnej czy emocjonalnej, wypada wiarygodnie i jest najlepszym elementem tego filmu.

Niestety reszta bohaterów przez to nieco pozostaje w cieniu, chociaż zdecydowanie mają potencjał na więcej. Pocieszam się jednak, że to nie ostatnie z nimi spotkanie. Bardzo dobrze wypada złoczyńca, chociaż nie wiadomo czy powinnam go tak określać, bo to postać mocno niejednoznaczna i wielowymiarowa, tak inna od tego, co zazwyczaj nam się tu serwuje. Ciekawie i niestandardowo wypada też sam finał, który nie sprowadza się do zwyczajowej komputerowej sieczki. Jeśli mam się do czegoś przyczepić, to wydaje się, że przyspieszono niektóre sceny i nie wszystko ma okazję tak wybrzmieć jak powinno. I niezmiennie irytująca i przerysowana jest Julia Louis-Dreyfus jako Valentina de Fontaine. Ja wiem, że mamy do czynienia z kinem komiksowym, ale bardzo proszę na przyszłość, przystopujcie ją odrobinę!

Możliwe, że zawyżam ocenę, ale po męczarni, jakim był ostatni „Kapitan Ameryka”, ten film jest jak haust świeżego powietrza. Dlatego włączam myślenie życzeniowe i pokornie proszę, żeby ta tendencja utrzymała się jak najdłużej.

(Ala Cieślewicz)

Reż. Jake Schreier

Ocena: 7/10