Wiadomości
wszystkieUWAGA! Recenzja filmowa nr 600: Babygirl (PLAKAT)
Recenzja również na: mediakrytyk.pl
Nasze poprzednie recenzje alfabetycznie
Zapraszam do zapoznania się z recenzją nr 600. Naszej recenzentce, a prywatnie mojej córce, Ali Cieślewicz, serdecznie dziękuję. To naprawdę dużo włożonej pracy i co najważniejsze, systematycznej pracy, bo z kronikarskiego obowiązku pragnę przypomnieć, ze pierwszą recenzją było „Życie Pi”, film który miał swoją premierę w 2012 roku. Jestem pewny, że w każdą kolejną środę będziemy mogli przeczytać równie ciekawe recenzje.
Romy jest odnoszącą sukcesy prezeską firmy technologicznej. Ma kochającego męża oraz oddane córki. Jedyną chmurą na niebie jest fakt, że mąż nie jest w stanie zaspokoić jej potrzeb w sypialni, głównie dlatego, że nie jest świadomy fetyszu, jaki ma Romy. Wtedy do firmy kobiety trafia młody stażysta Samuel, który natychmiast zwraca jej uwagę. Para nawiązuje intensywny romans.
Dobrych thrillerów erotycznych jest mało, głównie dlatego, że filmy, które pretendują to tego miana, tak zapamiętują się w swojej estetyce, że zapominają opowiedzieć sensowną historię. Cała para idzie w stworzenie choreografii szałów uniesień, które są często w klinicznym wręcz stopniu przestylizowane, co się następnie rozprzestrzenia na inne sceny i dialogi. Ma być seksownie i intrygująco, a jest nienaturalnie i drętwo. Cieszę się bardzo, że „Babygirl” takie nie jest.
Tutaj nie ma nic z glamour. Powiedziałbym wręcz, że sceny między bohaterami są pełne niezręcznych i nieporadnych chwil. Jeśli ktoś liczy na klasyczne, przypisane do tego gatunku „momenty”, to srogo się zawiedzie. To z pewnością nie jest „Pięćdziesiąt twarzy Greya”. Jak na film tego typu zaskakująco mało tu golizny, bo nie o to chodzi. To historia kobiety, która uczy się realizować swoje pragnienia i jednocześnie rozumie, że nie obędzie się to bez konsekwencji. Na papierze brzmi to jak banał, a jednak film nie wpada w żadne filmowe klisze, których można by się spodziewać po fabule opowiadającej o romansie starszej kobiety z młodszym mężczyzną.
Mnie się ten film podobał, bo nie miałam problemu, żeby uwierzyć w to, co widzę na ekranie. Żadne reakcje, czy interakcje bohaterów nie wydają się naciągane i nienaturalne. Scenariusz i reżyseria zostały dobrze przemyślane, jednak największe wrażenie zrobili na mnie aktorzy. To jedna z najlepszych, jeśli nie najlepsza rola Nicole Kidman. Jej bohaterka w jednej scenie jest wrażliwa i bezbronna, żeby w następnej przeobrazić się w twardą businesswoman i ta transformacja przebiega bezbłędnie. Towarzyszy jej obdarzony niepokojącą urodą Harris Dickinson, który bardzo ciekawie dobiera role. W obsadzie znalazł się jeszcze Antonio Banderas. Przez trzy czwarte filmu wydaje się być typowym, nieświadomym rogaczem, żeby pod koniec dodać do pieca, co pozwala zrozumieć, dlaczego tę rolę gra właśnie Antonio Banderas, a nie jakiś anonimowy aktor. Nie łudzę się, że film wszystkim się spodoba, bo tak specyficzne kino nie jest dla każdego widza. Ma w sobie jednak odwagę i świeżość, tak potrzebne współczesnej kinematografii.
(Ala Cieślewicz)
Reż. Halina Reijn
Ocena: 7/10