Recenzja filmowa: Bo we mnie jest seks (PLAKAT) - Reporter-24.pl
Wiadomości
wszystkie

Recenzja filmowa: Bo we mnie jest seks (PLAKAT)

Recenzja również na: mediakrytyk.pl

Nasze poprzednie recenzje alfabetycznie

Plakat i informacje na Mediakrytyk

 

Kiedy ogłoszono, że powstanie film o Kalinie Jędrusik, największym wyzwaniem wydawało się obsadzenie roli głównej. Życie aktorki przypadało na ciekawe i specyficzne czasy, a prywatne i zawodowe perypetie dawały niewątpliwie podwaliny pod napisanie ciekawego scenariusza. Do tego żyje jeszcze sporo osób, które dobrze ją znały. Czy znajdzie się jednak aktorka, która podoła takiej legendzie? Po obejrzeniu „Bo we mnie jest seks” okazuje się, że jest zupełnie odwrotnie. Maria Dębska poradziła sobie wybornie, jest tu najjaśniejszym punktem i stara się ciągnąć cały film, który niestety nie jest w stanie za nią nadążyć.

Te parę naprawdę dobrych elementów w tej produkcji, jak aktorzy, scenografia, czy niektóre dialogi przygniata pretekstowy i płytki scenariusz. Kalinę Jędrusik spotykamy w trudnym momencie kariery, kiedy praktycznie dostaje zakaz występów w telewizji po odrzuceniu natarczywych zalotów jednego z dyrektorów. To, że w rzeczywistości sprawa była bardziej złożona, a Jędrusik irytowała wiele innych, wyżej postawionych osób i że często dostawała rykoszetem za to, co w felietonach wypisywał jej mąż, zostaje elegancko przemilczane. Inaczej przecież trzeba by było rozwinąć niektóre występujące tu postacie, tymczasem Maria Dębska otoczona jest przez statystów. Kto zwróciłby uwagę, na wypowiadającego dwa zdania Kazimierza Kutza, gdyby nie grał go Borys Szyc? Xymena Zaniewska może i uchodzi za twórczynię polskiej szkoły scenografii, twórców interesuje jednak tylko jej wiarołomny mąż. Tak samo po macoszemu potraktowano Wasowskiego, Przyborę, a nawet samego Stanisława Dygata, który jest tu po to, by wisieć na telefonie i pokazać jak bardzo nie przeszkadza mu koncept otwartego małżeństwa.

Absolutnie rozumiem i szanuję prawo do upraszczania i kondensowania fabuły, ten film jednak po prostu ją spłyca. Najlepiej widać to na przykładzie Krzysztofa Zalewskiego w roli Lucka, który stanowi mix wszystkich ukochanych aktorki i który jest przez to koncertowo nijaki. Problem z mściwym dyrektorem rozwiąże się sam, a wszystko inne przecież można zgrabnie spointować odpowiednio dobraną piosenką. Na szczęście jest tu Maria Dębska i jej trójwymiarowa, soczysta kreacja. Po pewnym czasie tylko ją się pamięta.

(Ala Cieślewicz)

Reż. Katarzyna Klimkiewicz

Ocena: 5/10