Wiadomości
wszystkieRecenzja filmowa nr 603: Flow (PLAKAT)
Recenzja również na: mediakrytyk.pl
Nasze poprzednie recenzje alfabetycznie
Ciekawy przypadek produkcji, która została jednocześnie nominowana do Oscara w kategorii najlepsza animacja i najlepszy film międzynarodowy. Niezły wynik, jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, że podczas seansu nie pada ani jedno słowo.
To zrozumiałe, bo bohaterami filmu są tylko zwierzęta i to zwierzęta, które zachowują się jak prawdziwe zwierzęta. Ludzi tu nie ma i nie do końca wiadomo, co się z nimi stało. Tak samo, jak nie jest dopowiedziane, kiedy i gdzie toczy się akcja filmu. To zresztą jedna z jego cech - brak wyraźnej ekspozycji. Co zauważysz i co sobie zinterpretujesz, to twoje. Wiadomo natomiast, że ma miejsce wielka powódź, z której ratować się musi nasz główny protagonista, czyli czarny kot. Jedynym ratunkiem wydaje się być łódka, która stopniowo napełnia się kolejnymi przypadkowymi zwierzęcymi bohaterami. To niedobrane towarzystwo będzie zmuszone połączyć siły, żeby przetrwać.
Jak już wspomniałam, nikt tu się nie kwapi, żeby objaśnić nam świat przedstawiony. Z drugiej jednak strony nie miałam najmniejszych problemów, żeby zrozumieć emocje poszczególnych zwierząt. Pod względem technicznym to bardzo prosta animacja, tym bardziej jestem pod wrażeniem ilości mikro ekspresji i małych gestów, dzięki którym każde zwierzę to osobny pełnokrwisty bohater. Mimo, że nie posługują się tradycyjnymi środkami komunikacji, zachodzi między nimi wiele ciekawych i ważnych dla przebiegu fabuły interakcji. Na małej przestrzeni płynącej z nurtem łódki będziemy świadkami wielu dramatycznych, ale też zabawnych i wzruszających momentów.
Dla mnie to dzieło skończone, z piękną żywą, ale nienachalną paletą barw oraz wspaniałą muzyką. Efektu dopełniają starannie przemyślane ruchy kamery, które płynnie przenoszą nas z kameralnej kryjówki, jaką jest łódź, w głębiny rzeki lub bujną roślinność. Natura jest tu zarówno okrutna, jak i piękna. Jest tu wiele symboliki i metafor, które co prawda nie spowalniają akcji, dla mnie jednak ten film to propozycja raczej dla starszych widzów. Podczas oglądania towarzyszyło mi mnóstwo nie do końca sprecyzowanych uczuć, wydaje mi się więc, że na jednym seansie się nie skończy. Przy okazji jednak pragnę uspokoić wszystkich tych, którzy obawiają się nachalnego i niezrozumiałego artyzmu. Nie mamy tu do czynienia z przerostem formy nad treścią. To, że ten film ma momentami wręcz hipnotyzujący efekt, nie zmienia faktu, że jest to przede wszystkim urocza i intrygująca historia bohaterów, którym nie sposób nie kibicować.
(Ala Cieślewicz)
Reż. Gints Zilbalodis, Matīss Kaža
Ocena: 8/10