Recenzja filmowa: Gagarine (PLAKAT) - Reporter-24.pl
Wiadomości
wszystkie

Recenzja filmowa: Gagarine (PLAKAT)

Recenzja również na: mediakrytyk.pl

Nasze poprzednie recenzje alfabetycznie

Plakat i informacje o filmie z BestFilm

Akcja filmu toczy się na powstałym w latach 60-tych francuskim osiedlu im. Gagarina, które ten słynny radziecki kosmonauta odwiedził w czasie budowy. Zaczynamy od archiwalnych ujęć tej podniosłej wizyty, by następnie szybko przenieść się do współczesności, kiedy blokowisku grozi wyburzenie ze względu na zły stan techniczny. Nastoletni Youri stara się temu zaradzić i z pomocą przyjaciół i swoich skromnych środków podreperować Gagarina, bo to jedyny dom, jaki kiedykolwiek miał.

Co od razu rzuca się w oczy, to to jak pięknie jest to sfilmowane. Zdjęcia i scenografia to największe zalety tej produkcji. Z jednej strony film ma zacięcie dokumentalne, bo powstał na autentycznym osiedlu Gagarina, a oprócz aktorów w tle przewijają się jego prawdziwi mieszkańcy. Z drugiej jednak strony w miarę rozwoju akcji, kiedy dostajemy coraz więcej sekwencji rodem ze snu, to samo osiedle otacza aura jak z magii. Tak pięknie oświetlonych klatek schodowych i korytarzy dawno nie widziałam. Realizm i artyzm sprawnie się ze sobą przeplatają.

Urzekło mnie również, że opowiadając o mieszkańcach Gagarina, a są to głównie imigranci, duet reżyserski nie epatuje biedą, agresją i ogólną beznadzieją, jak to zwykle bywa, gdy filmowcy zapuszczają się w mniej zamożne dzielnice. Podkreśla się przede wszystkim poczucie wspólnoty i lojalność, które są silniejsze niż konflikty. Dlatego doskonale rozumiemy, dlaczego Youri z przyjaciółmi, pomimo panującej ciasnoty oraz wadliwych instalacji, tak bardzo chce uratować to miejsce.

Chwaląc pewne aspekty tego filmu, muszę jednak zaznaczyć, że nie jest to propozycja dla każdego. Reżyserów wyraźnie bardziej interesują lokacje niż sami bohaterowie. Za dużo się o nich nie dowiadujemy, jak już to przypadkiem i między wierszami. Film nie ma też, aż do finału, zasadniczo dramaturgii, więc jestem pewna, że niektórzy widzowie mogą się na tym mocno wynudzić, bo historia toczy się cały czas dość jednostajnie. Twórcy używają tylko subtelnych środków, a przydałaby się choć jedna mocniejsza, czy też głośniejsza scena, która wyrwałaby nas z tej słodkiej hipnozy. Mimo wszystko obraz ma w sobie tak dużo uroku i filmowego piękna, że na pewno wart jest obejrzenia.

(Ala Cieślewicz)

Reż. Fanny Liatard, Jeremy Trouilh

Ocena: 7/10