Wiadomości
wszystkieRecenzja filmowa: Gierek (PLAKAT)
Recenzja również na: mediakrytyk.pl
Nasze poprzednie recenzje alfabetycznie
Plakat i informacje na Mediakrytyk
Ten film to kuriozum. Podkreślę to od razu bez żadnych wstępów. Jeżeli ktoś nie wie, kim był Edward Gierek, niech sobie wygoogluje przed seansem, bo z filmu się tego nie dowie. Nie będę jednak pomstować na nieścisłości historyczne. Filmy fabularne rządzą się swoimi prawami, a reżyser zdecydował się na hagiografię a’la Jan Paweł II. Jego prawo, chociaż taka jednowymiarowość nie wyszła jego bohaterowi na dobre. Bycie na bakier z historią to najmniejszy problem tego dzieła. Jest to przede wszystkim straszna filmowa tandeta.
Takiej amatorszczyzny ze świecą szukać wśród najgorszych komedii romantycznych. Zawiodło absolutnie wszystko, od scenariusza po charakteryzację. Największym grzechem jest fatalna reżyseria, co najbardziej widać na przykładzie aktorów, których nikt nie prowadzi i dlatego sprawiają wrażenie, jakby grali w różnych filmach. To nie był dobry pomysł, by w głównej roli obsadzić Michała Koterskiego. W małych dawkach się sprawdza, jednak tu widać wyraźnie, że jest to niezawodowy aktor, bez warsztatu i ekranowej charyzmy. Nie można jednak odmówić mu zaangażowania. Na pewno wypada lepiej od Antoniego Pawlickiego w roli generała Jaruzelskiego (nazywanego tu nie wiedzieć czemu Roztockim), który zachowuje się, jakby grał w „Nagiej broni”. Jest wręcz groteskowo przerysowany i irytujący. Może jest to zamierzone, jednak wypada żałośnie, zwłaszcza w scenach, w których generał knuje z zapijaczonym Maślakiem, (który ma tu być chyba jakimś skrzyżowaniem Franciszka Szlachcica ze Stanisławem Kanią).
Może zresztą trzeba by odpuścić aktorom, bo na takich kwadratowo-drewnianych dialogach wyłożyłby się nawet Gajos. Wystarczy posłuchać Krzysztofa Tyńca w roli „złowieszczego szefa KGB”, albo Frycza jako uduchowionego Wyszyńskiego. Uszy więdną. Kiedy na scenę wychodzi Cezary Żak w roli Breżniewa w wersji kabaretowej, poziom absurdu przekracza stan alarmowy. To jest jednak jedyny moment, kiedy w tym filmie pojawiają się jakieś oznaki życia. Bo to, co ostatecznie dyskwalifikuje tę produkcję, to wszechobecna nuda. Ponad dziesięć lat historii Polski zaprezentowane za pomocą gadających głów. Nie wiem, czy zabrakło pieniędzy, czy wyobraźni, ale nie ma tu scen plenerowych. Słyszymy znane hasła z tamtych lat, jak „Radom”, czy „Huta Katowice”, ale nie towarzyszy temu żaden obraz, nawet z Kroniki filmowej. A jak się chce opowiadać historię w stylu Teatru Telewizji, to trzeba pisać dialogi na poziomie Quentina Tarantino. Inaczej skazuje się widzów na męczarnię, jaką ten film niewątpliwie jest.
(Ala Cieślewicz)
Reż. Michał Węgrzyn
Ocena: 2/10