Wiadomości
wszystkieRecenzja filmowa: Kurier Francuski z Liberty, Kansas Evening Sun (ZWIASTUN)
Recenzja również na: mediakrytyk.pl
Nasze poprzednie recenzje alfabetycznie
Plakat i informacje na Mediakrytyk
Już po pierwszym kadrze wiadomo, że ogląda się film Wesa Andersona. Mało który reżyser posiada tak charakterystyczny styl. Symetryczna precyzja każdego kadru doprowadzona jest do granic możliwości, a przerost formy nad treścią nabiera nowego, jak najbardziej pozytywnego, znaczenia. Do tego ekscentryczni bohaterowie i absurdalne, często czarne poczucie humoru. Tak powstają niezapomniane filmy, jak „Moonrise Kingdom” i „Grant Budapest Hotel”. Z „Kurierem Francuskim” mam jednak problem i nie chodzi tu bynajmniej o długaśny polski tytuł.
Akcja toczy się w fikcyjnym francuskim miasteczku, w którym wydawany jest amerykański magazyn, który właśnie kończy swoją działalność ze względu na śmierć redaktora naczelnego. Film podzielony jest na trzy historie, które przedstawiają trzy artykuły z ostatniego numeru magazynu. Zaczyna się fantastycznie. W krótkim wstępie z Owenem Wilsonem możemy na przykład zobaczyć, jak w zupełnie nieruchomym kadrze budzi się do życia ulica. Synchronizacja i precyzja zachwycają. Tak samo jak pierwsza z historii, opowiadająca o genialnym malarzu odsiadującym wieloletni wyrok w więzieniu. Tylko Wes Anderson potrafi opowiadać o potędze barw, używając czarno-białych zdjęć. Tragedia miesza się z komedią, emocje buzują, a aktorzy dają z siebie wszystko. Dawno nie widziałam Benicio del Toro w tak dobrej formie. To samo się tyczy Adriena Brody ‘go, który w filmach Andersona zawsze kipi entuzjazmem.
Natomiast potem zaczynają się schody. Mało co mogę napisać o drugiej historii, traktującej o strajkach francuskich studentów, poza tym, że koncertowo mnie wynudziła. I to mimo obecności w obsadzie Frances McDormand i Timothee Chalamet. Przegadane, nieangażujące i nieśmieszne. Po prostu monotonne. Trzecia z kolei nowelka, opowiadająca o sławnym szefie kuchni, w której ma miejsce również pościg za porywaczami, przywraca filmowi nieco wigoru, ale na tym etapie mój entuzjazm wobec tej produkcji już znacznie opadł. Szkoda, że jest to takie nierówne, chociaż wizualnie każdy kadr jak zawsze się broni. Oczywiście nawet słabszy film Wesa Andersona jest lepszy niż większość innych. Jakby jednak nie było, od takich artystów kinematografii wymaga się więcej.
(Ala Cieślewicz)
Reż. Wes Anderson
Ocena 6/10