Recenzja filmowa: Midsommar. W biały dzień - Reporter-24.pl
Wiadomości
wszystkie

Recenzja filmowa: Midsommar. W biały dzień

Film miał swoją światową premierę  3 lipca 2019 roku, w polskich kinach pojawił się  5 lipca 2019 roku

Zobacz też: mediakrytyk.pl

Nasze poprzednie recenzje alfabetycznie

 

Pierwszy film Ariego Astera „Dziedzictwo” przywrócił mi wiarę w horrory. Na drugi wybrałam się więc z ciekawością i optymizmem, bo wiedziałam, że niezależnie od ostatecznego efektu, na pewno nie będzie nudno. I rzeczywiście, swoje odczucia po wyjściu z kina mogę określić jako pozytywne oszołomienie. Podobnie czułam się po obejrzeniu „Wieża Jasny dzień” Jagody Szelc, tzn. nie wszystko było dla mnie jasne i na pewno nie wyłapałam wszystkich niuansów, to jednak w żaden sposób nie zakłóciło mi przyjemności oglądania.

To nie jest klasyczny horror, chociaż Ari Aster wykorzystuje tu najbardziej wyświechtany z motywów tego gatunku; grupa młodych ludzi trafia do odciętego od świata miejsca, gdzie zaczynają dziać się dziwne i niebezpieczne rzeczy. W tym przypadku jest to mała wioska gdzieś w Szwecji, gdzie odbywa się ludowy festiwal. Z początku wszystko wygląda zachęcająco, bo gospodarze, choć osobliwi, są wręcz przesadnie przyjaźni, jednak z czasem sytuacja staje się coraz bardziej napięta.

Akcja filmu dzieje się w czasie letniego przesilenia, więc cokolwiek się tu wydarzy skąpane będzie w pełnym słońcu, tak jak 99% kadrów. To chwyt mocno niestandardowy jak na kino grozy, które zwykle operuje ujęciami i odgłosami nocy. Jednak cały film jest taki. Nie ma tu też namolnego epatowania makabrą i malowniczych rozlewów krwi. Kiedy już jednak przyjdzie do oglądania przysłowiowych „flaków”, dostaniemy maksymalne zbliżenie, w jakości HD. Reżyser celuje w te rejony rzadko, ale bardzo celnie, a widok jest wtedy naprawdę przerażający.

Jeżeli się komuś w kinie spieszy, to się zawiedzie, bo tempo jest niespieszne, a film stosukowo długi i na konkrety przyjdzie trochę poczekać. Mi to w ogóle nie przeszkadza, bo daje możliwość poznania bohaterów i świata przedstawionego. Przepiękne zdjęcia i jeszcze piękniejszą scenografię dopełnia trafiona w punkt muzyka. Lubię styl tego reżysera. Z jednej strony rozpieszcza widza dbałością o najmniejsze detale, z drugiej jednak się do nas nie mizdrzy, nie idzie na łatwiznę i świadomie igra z naszymi przyzwyczajeniami. Kto ma dosyć galopujących schematów w kinie, powinien obejrzeć ten film.

(Ala Cieślewicz)

Reż. Ari Aster

Ocena: 8/10