Recenzja filmowa: Nic nie mów - Reporter-24.pl
Wiadomości
wszystkie

Recenzja filmowa: Nic nie mów

Film miał swoją premierę 14 kwietnia 1989 roku

Recenzja również na: mediakrytyk.pl

Nasze poprzednie recenzje alfabetycznie

Dzisiaj film, który jest niewiele młodszy ode mnie, u nas prawie nieznany, a w Ameryce (głównie dzięki jednej scenie) ma status niemalże kultowy. W latach 80-tych zeszłego wieku na ekranach królowały tam filmy o nastolatkach i dla nastolatków. Historie o dojrzewaniu, pierwszych miłościach i niezrozumieniu przez starsze pokolenia wykreowały wiele młodych gwiazdeczek, z których kilka przebiło się potem do pierwszej ligi aktorskiej.

Tak jak John Cusak, który tu gra Lloyda Doblera, zakochanego beznadziejnie w Diane Court. Na koniec roku szkolnego postanawia wreszcie coś w tym temacie przedsięwziąć. Wcześniej nie dało rady, bo chłopak uchodzi raczej za przeciętniaka, a Diane to „mózg zaklęty w ciele modelki”. A że w amerykańskim liceum podział na kasty jest bardziej rygorystyczny niż w Indiach, tej dwójce zdecydowanie nie było po drodze. Jednak Lloyd jest zdeterminowany, a dodatkowo przesympatyczny, więc już od pierwszej sceny cała widownia mu kibicuje. Na drodze stanie mu m.in. ojciec Diane, który zaplanował już dla córki świetlaną przyszłość, w której nie ma miejsca dla „chłopaka z nizin”.

To jest klasyczna historia o tym, jak to chłopak poznaje dziewczynę, potem ją traci i próbuje odzyskać. Skonstruowany z wielu klisz film skutecznie jednak broni się przed banałem. Po pierwsze został nakręcony w czasie, kiedy te klisze nie były jeszcze tak wyświechtane, poza tym bardzo zręcznie tymi kliszami operuje. Jeśli między bohaterami czuć chemię i zachowują się na ekranie naturalnie, to już jest sukces. Do tego mamy zabawne dialogi, bardzo dobre kreacje aktorskie i brak egzaltacji, na której nadmiar cierpi współczesne kino dla nastolatków.

Całość jest może mało oryginalna, ale za to bezpretensjonalna i zwyczajnie urocza. Najlepiej widać to w słynnej scenie, kiedy stęskniony Lloyd stoi pod oknem ukochanej, trzymając nad głową boomboxa, z którego płynie „ich piosenka”, mająca przypomnieć dziewczynie wszystkie miłe chwile spędzone razem. Ta scena to nie tylko kapsuła czasu, (kto dziś jeszcze pamięta klasyczne boomboxy?), ale też kwintesencja prostego i szczerego romantyzmu. A to zawsze chwyta za serce. Taki jest zresztą cały ten miły film, który jest fajną okazją do chwilowego powrotu do przeszłości.

(Ala Cieślewicz)

Reż.  Cameron Crowe

Ocena: 7/10