Recenzja filmowa: Polowanie (PLAKAT) - Reporter-24.pl
Wiadomości
wszystkie

Recenzja filmowa: Polowanie (PLAKAT)

Recenzja również na: mediakrytyk.pl

Nasze poprzednie recenzje alfabetycznie

Plakat i informacje o filmie

 

Kino polityczne daje twórcom nieograniczone możliwości w budowaniu intrygujących wątków, tworzeniu barwnych postaci i nagłaśnianiu ważnych i aktualnych problemów społecznych. Do tego zawsze można to uatrakcyjnić dodając romans, albo zbrodnię. Może więc dziwić, że na naszym rodzimym podwórku powstaje tak mało tego typu produkcji. Z drugiej jednak strony, jeżeli efekty miałyby być takie jak w filmie „Polowanie” Pawła Chmielewskiego, to może lepiej, żeby filmowcy zostawili ten gatunek w spokoju.

Mamy tu do czynienia z polityką na szczeblu lokalnym. Oto szary obywatel i drobny przedsiębiorca Michał Król postanawia startować w wyborach na burmistrza. W tym nienazwanym mieście, które tu „gra” Gniew w województwie pomorskim, przestępczość i korupcja szerzą się już od pierwszej sceny i zawsze w obecności naszego bohatera. To jeszcze nic. Miastem trzęsie właściciel lokalnej gazety, której redakcja gabarytami przypomina „The Washington Post” za  czasów afery Watergate, a władzy i wpływów, którymi w tym uniwersum dysponuje burmistrz kilkutysięcznego miasta, mógłby pozazdrościć prezydent niejednej metropolii.

Jednak nie dziwi mnie wcale, że nikt z twórców nie skonsultował lub nawet nie wygooglał, jakie są kompetencje poszczególnych urzędników, czy też szerzej, poszczególnych samorządów.. Bo w tym filmie nie chodzi o wiarygodność. Wszystko podporządkowane jest tezie, że władza jest skorumpowana i zależna od  finansowo- medialnego „układu”, który pławi się w oszustwach. A cierpią oczywiście zwykli obywatele, na przykład dzieci, które umierają w niedofinansowanych szpitalach.

Dlatego nie ma tu miejsca na budowę skomplikowanych relacji międzyludzkich, tworzenie sensownej intrygi, czy choćby odrobinę angażującego dramatu. To mogłoby zakłócić przekaz filmu, że świat jest czarno-biały. Każda postać jest więc napisana na jedno kopyto; prokurator jest wredny, poseł rozpasany, a kobiety w tym świecie są albo rozwiązłe, albo nalewają zupę. Stanów pośrednich nie stwierdzono.

Nawet nasz główny bohater, z którym spędzamy w końcu dwie godziny, do końca pozostaje papierowy i bez charakteru. W pierwszej scenie, kiedy ściga złodzieja, wykazuje inicjatywę, później jest już zaledwie biernym świadkiem wydarzeń, które spadają na niego z iście hiobową częstotliwością. Pisanina scenariuszowa na poziomie telenoweli TVP, gdzie w jednym odcinku starano się upchnąć cały sezon.

Jednym jasnym elementem w filmie jest Andrzej Andrzejewski w roli „Mandaryna”, bezdomnego o złotym sercu. To naprawdę jedyny zabawny, ale przede wszystkim trójwymiarowy i ludzki element w masie bezosobowych i przyciętych pod tezę stereotypów. Jednak nawet on nie jest w stanie uratować tego kuriozalnego filmu.

(Ala Cieślewicz)

Reż. Paweł Chmielewski

Ocena: 3/10