Wiadomości
wszystkieRecenzja filmowa: The Knick
Recenzja również na: mediakrytyk.pl
Nasze poprzednie recenzje alfabetycznie
Tytułowy Knick to szpital w Nowym Yorku, główny bohater tego rozgrywającego się w 1900 roku serialu. Jesteśmy świadkami trudnych i powolnych narodzin współczesnej medycyny. Jedno z największych osiągnięć, czyli wprowadzenie narkozy, mamy już za sobą, ale do obecnego stanu rzeczy jeszcze daleko. „Karetki” ciągną konie, chirurdzy co prawda myją ręce, ale na sali operacyjnej panuje ruch jak na dworcu. Sterylność to pojęcie jeszcze mało znane. Główne skrzypce gra tu John Thackery, bezkompromisowy chirurg, którego jedyną motywacją jest praca i przekraczanie kolejnych granic medycyny. Grający go Clive Owen jest odpowiednio wymizerowany do tej roli, podobnie jak reszta obsady. Ładnych obrazków tu brak.
Ten serial powinni obejrzeć wszyscy ci, którzy pod wpływem wypolerowanych ekranizacji książek Jane Austen i Elizabeth Gaskell marzą o podróżach w czasie. Kiedy zanurzą się w bezwzględne realia świata bez antybiotyków, to pewnie im trochę przejdzie. Charakteryzatorzy musieli mieć używanie, gdy przykładowo prezentowali skutki nieleczonego syfilisu. Serial jest chropowaty, wykarczowany z jakiegokolwiek romantyzmu, zgorzkniały i wypełniony płynami ustrojowymi. Czyli zdecydowanie nie dla każdego, bo realizm bije po oczach. Ja po niego sięgnęłam, bo potrzebowałam kontynuacji po fantastycznych książkach Jurgena Thorwalda, m.in.: „Stulecie chirurgów”. Niesamowite było, że lekarz dokonując operacji często walczył tak naprawdę o dwa życia; pacjenta i swoje. W razie niepowodzenia gniew nieufnych, czy wręcz zabobonnych krewnych pacjenta skupiał się właśnie na medyku. Ale i tak nie powstrzymywało go to przed niesieniem pomocy.
„The Knick” jest równie fascynujący. Pokazuje ile determinacji i czasu potrzeba było, by wprowadzić do obiegu rzeczy, na które dzisiaj mało kto zwraca uwagę, bo stały się rutyną, jak np. zdjęcie rentgenowskie, które uchodziło za sztuczkę magiczną. Przedstawia też różne podejścia do zawodu; gdy jednym wystarcza absolutne minimum, inni z bezsilności myślą o samobójstwie. Razem ze świetnymi zdjęciami, scenografią i aktorstwem, pod batutą samego Stevena Soderbergha, tworzy to interesujący serial. Taką telewizję lubię.
(Ala Cieślewicz)
Ocena: 8/10