Wiadomości
wszystkieRecenzja filmowa: Top Gun: Maverick (PLAKAT)
Recenzja również na: mediakrytyk.pl
Nasze poprzednie recenzje alfabetycznie
Ponad trzydzieści lat po premierze (w tym trzech ostatnich spędzonych na półce z przyczyn wszystkim znanych) nareszcie możemy obejrzeć kontynuację hitu lat osiemdziesiątych, który z Toma Cruise’a zrobił TOMA CRUISE’A. Fizycznie jego bohater Pete „Maverick” Mitchell nie zmienił się za bardzo (chociaż aktor właśnie dobija sześćdziesiątki), ale mierzyć się musi z zupełnie nowymi problemami.
Pod względem czystej kinowej satysfakcji, to dla mnie jeden z najlepszych seansów w tym roku, chociaż w stosunku do pierwszej części nie odczuwam żadnych sentymentów. Mam za to dużo ciepłych uczuć dla kinowych lat 80-tych, które tu zostawiły swój ślad. Sposób opowiadania historii zaczerpnięto z tamtej dekady, za to aspekty techniczne są wyraźnie z tego wieku. Efekt jest niesamowity. Film wykorzystuje wszystkie dostępne wzorce kina komercyjnego, które zdołały się już przejeść i daje im nowe, ekscytujące życie. Jakby rozłożyć „Top Gun: Maverick” na czynniki pierwsze to dostajemy; fabułę prostą jak budowa cepa, stereotypowych, nakreślonych grubą kreską bohaterów, podniosłe dialogi o powinności, gołe klaty i łamanie praw fizyki. Twórcom udało się jednak tak zgrabnie połączyć te składniki, że powstała emocjonująca od pierwszej do ostatniej chwili produkcja, z bohaterami za których cały czas trzyma się kciuki.
Prostota fabuły sprawia, że stawka od początku jest jasna, a my widzowie zaangażowani. Wszystkie możliwe peany i Oscary należą się specom od strony wizualnej, z montażystą na czele. Nawet podczas dynamicznej bijatyki w powietrzu, kiedy mamy do czynienia z kilkoma jednakowymi odrzutowcami i zamaskowanymi pilotami, ani przez chwilę nie tracimy orientacji. Kto nie miał okazji obejrzeć pierwszej części, także nie będzie mieć problemu, bo film solidnie stoi na własnych nogach i nie potrzebuje właściwie sentymentalnej protezy. I chyba to najbardziej mnie urzekło przy okazji oglądania. Zbyt wiele ostatnich filmowych kontynuacji odcina kupony od sukcesu poprzedników najmniejszym możliwym nakładem pracy i pieniędzy. Tutaj w każdej minucie widać poświecenie zaangażowanych osób, co się wyraźnie opłaciło, twórcom i widzom. To dzięki takim filmom optymistycznie widzę przyszłość kin, bo takie produkcje warto oglądać na dużym ekranie. Idealna propozycja na początek lata.
(Ala Cieślewicz)
Reż. Joseph Kosinski
Ocena: 8/10