Wiadomości
wszystkieRecenzja filmowa: Bracia ze stali (PLAKAT)
Recenzja również na: mediakrytyk.pl
Nasze poprzednie recenzje alfabetycznie
Film opowiada o rodzinie Von Erich. Zarówno ojciec jak i synowie wywarli ogromny wpływ na rozwój i spopularyzowanie wrestlingu. Jednak rodzina ta zyskała rozgłos nie tylko dzięki sukcesom sportowym, ale również ze względu na liczne tragedie, które spotkały jej członków. Do tego stopnia, że zaczęto wręcz mówić o klątwie Von Erichów.
Wrestling to kontrowersyjna dyscyplina, niektórzy nawet mają problem, by określać to mianem sportu, jako że sporo w nim wyreżyserowanego spektaklu i udawania. Nie zmienia to faktu, że wymaga od zawodników dużych, często kaskaderskich umiejętności i tężyzny fizycznej oraz powoduje wiele kontuzji. I o tym też jest ten film. Zapewne wielu widzów zmieni swój stosunek do tego sportu i zawodników.
Jak każdy dobry film sportowy, którym ta produkcja z pewnością jest, sama dyscyplina stanowi barwne tło dla ludzkich perypetii, a w tym konkretnym przypadku rodzinnych dramatów. Von Erichowie byli rodziną osobliwą. Widać to już na początku, gdy patriarcha rodu przy wspólnym posiłku oznajmia, że prowadzi ranking swoich synów. Można by go podsumować jako typowego ojca, który wszystkie swoje niespełnione ambicje przelał na synów i który nawet na pogrzebie jednego z nich nie jest wstanie przestać myśleć o tytule mistrzowskim. Jednak dzięki fantastycznej kreacji wcielającego się w tę rolę Holta McCallany nie jest to postać jednoznacznie negatywna.
Reżyser i scenarzysta Sean Durkin bardzo umiejętnie operuje kontrastami. Imponujące spektakle na ringu przeplatane są wyciszonymi i intymnymi scenami rozgrywającymi się niemal bez słów. Ciekawe jest obserwowanie jak ci potężni i absurdalnie umięśnieni zawodnicy po opuszczeniu sceny zmieniają się w niepewnych i zakompleksionych chłopców, dla których najważniejsze jest zyskanie aprobaty ojca i którzy nie radzą sobie z presją. I jak zmuszani do ciągłej rywalizacji między sobą, starają się za wszelką cenę nie zapomnieć, że są również braćmi.
Jest to niewątpliwie dość przygnębiający seans, jesteśmy z bohaterami bardzo blisko i każda ich tragedia uderza również w nas. Ale w końcu po to się chodzi do kina, żeby czuć i przeżywać. To działa, bo reżyser nie stosuje żadnych tanich chwytów i szantażu emocjonalnego, a niektóre kwestie zostawia niedopowiedziane, by widz samodzielne mógł wypełnić luki. W ten sposób ta historia o zawodnikach dość egzotycznego, przynajmniej z polskiego punktu widzenia, sportu, staje się uniwersalna i mocno chwyta za serce.
(Ala Cieślewicz)
Reż. Sean Durkin
Ocena: 7/10