Recenzja przedpremierowa: Dobry zdrajca (Plakat filmu) - Reporter-24.pl
Wiadomości
wszystkie

Recenzja przedpremierowa: Dobry zdrajca (Plakat filmu)

Recenzja również na: mediakrytyk.pl

Nasze poprzednie recenzje alfabetycznie

Plakat i materiały dotyczące  filmu z BestFilm

Na początku filmu toczy się rozmowa o tym, jak dyplomacja zmienia się podczas wojny. Rauty przy szampanie nabierają wtedy zupełnie innego charakteru. Ten film miał idealną okazję, żeby nam to pokazać. Niestety jej nie wykorzystał.

Henrik Kauffmann był w czasie II wojny światowej ambasadorem Danii w USA. Podczas gdy rząd w jego kraju poszedł na współpracę z nazistami, on sam wypowiedział posłuszeństwo, ogłosił się jedynym praworządnym przedstawicielem Danii i rozpoczął wojskową współpracę z USA. W swojej ojczyźnie został ogłoszony zdrajcą, za co groziła mu śmierć.

Sama historia oparta na faktach zapowiadała się całkiem ciekawie. Do tego prowadził do niej mocny prolog. Wystarczyło tylko sprawnie dalej poprowadzić akcję. Niestety temu filmowi kompletnie brakuje dramaturgii. Nie ma co liczyć na zaangażowanie z naszej strony, skoro nie podkreślono stawki, nie wykreowano atmosfery niepewności i zagrożenia. Pierwsza scena, w której czuć jakiekolwiek napięcie pojawia w osiemdziesiątej minucie filmu, trwa dwie minuty, po czym okazuje się, że był to sztucznie napompowany dramatyzm. Twórcy chcieli dodać trochę ognia, skupiając się na życiu prywatnym głównego bohatera i tu z kolei przedobrzyli. Jego relacja z zazdrosną żoną sprowadza się do paru sztampowych, rozhisteryzowanych scen, w których rzuca się szklankami i inwektywami. I gdy połączyć to z nieznośnie dydaktyczną i wzniosłą częścią traktującą o polityce, wychodzi patchworkowy koszmarek, w którym próżno szukać płynnej narracji.

Skoro scenariusz zawodzi, można by się skupić na głównym bohaterze. Jednak z tej strony też spotyka nas zawód. Dość powiedzieć, że pierwszą żywszą emocję Henrik okazuje na pół godziny przed końcem. Tak w ogóle to więcej dowiedziałam się o tym ambasadorze Danii z krótkiego opisu na Wikipedii niż z tego prawie dwugodzinnego filmu. I nie przekonuje mnie argument, że dobrzy i uczciwi bohaterowie zwykle wypadają na ekranie blado. Co drugi protagonista, w którego wciela się Tom Hanks to taki „Kowalski” i za każdego widz dałby się pokroić, bo jednak ekranowa charyzma robi swoje. A tu jej boleśnie brak.

W sumie szkoda, bo realizacyjnie jest bardzo dobrze. Budżet był niezbyt duży, ale nie widać warsztatowych niedociągnięć. Zdjęcia, scenografia i kostiumy naprawdę się bronią. Film jest pod tym względem przyjemny dla oka. Nie zrekompensuje to jednak pustki emocjonalnej, która wyziera z każdego kadru.

(Ala Cieślewicz)

Reż. Christina Rosendahl

Ocena: 5/10