Recenzja filmowa: Jak być dobrą żoną - Reporter-24.pl
Wiadomości
wszystkie

Recenzja filmowa: Jak być dobrą żoną

Film miał swoją światową premierę  11 marca 2020 roku. Polska premiera odbyła się 24 lipca 2020 roku

Recenzja również na: mediakrytyk.pl

Nasze poprzednie recenzje alfabetycznie

Francja, rok 1967. W szkole w Alzacji, prowadzonej przez Paulette Van der Beck i jej męża Roberta rozpoczyna się właśnie kolejny kurs dla przyszłych żon i gospodyń domowych. Młodym dziewczynom wtłaczane są archaiczne wzorce postępowania i zachowania, zgodne oczywiście z zasadami patriarchatu. Pewnego dnia właściciel umiera i Paulette zmuszona jest usamodzielnić się z dnia na dzień oraz ratować podupadającą szkołę. W stolicy natomiast zaczynają się protesty, które zaowocują trwałymi przemianami kulturowo-społecznymi.

Jeżeli ktoś przed seansem trafił na zwiastun tego filmu, szedł zapewne z nastawieniem, że obejrzy lekką francuską komedię. I się zdziwił, bo chociaż nie brakuje tu komediowych akcentów, całość jest raczej ponura. Prawdę mówiąc, trudno mi to jakoś podsumować, takie tu panuje narracyjne rozmemłanie. Raz tarzamy się w trawie i jednocześnie wspominamy II wojnę światową, za chwilę śmiejemy się, bo kobieta pierwszy raz założyła spodnie, natomiast już za rogiem czai się próba samobójcza. A to wszystko podlane żałobną muzyką.

I nie chodzi o to, by film miał jeden niezachwiany ton, ale żeby opowiadał spójną historię. A te wycieczki od slapsticku do dramatu nie wychodzą fabule na dobre. Zupełnie jakby pozszywano sceny z różnych filmów z różnych gatunków; jak ten końcowy numer musicalowy, sam w sobie niezły, ale tak odklejony od całości, że wywołuje jedynie konsternację. Ja nie byłam w stanie zaangażować się w problemy i relacje bohaterów, których też potraktowano po macoszemu. Błyszczy tu trochę tylko Juliette Binoche, dla której najwyraźniej czas się zatrzymał i to w doskonałym momencie. Aktorce też wyjątkowo do twarzy w stylizacji a’la lata 60-te. Ale nawet ona nie jest w stanie sprawić, by ten film się dobrze oglądało.

Naprawdę szkoda, bo scenografia i charakteryzacja są dopracowanie, a zdjęcia nie są jedynie przestylizowanymi obrazkami i w pełni oddają klimat tamtej epoki. Tak piękne okoliczności aż się proszą o wciągającą i emocjonującą historię. Niestety, nie tym razem.

(Ala Cieślewicz)

Reż. Martin Provost

Ocena: 5/10