Recenzja filmowa: Jestem najlepsza. Ja,Tonya - Reporter-24.pl
Wiadomości
wszystkie

Recenzja filmowa: Jestem najlepsza. Ja,Tonya

Film miał swoją światową premierę 8 września 2017 roku, w polskich kinach pojawił się 2 marca 2018 roku

Zobacz też: mediakrytyk.pl

Nasze poprzednie recenzje alfabetycznie

Najwcześniejsze wspomnienia jakie mam z dziedziny wielkiego sportu, to wcale nie spektakularne zwycięstwa. Pierwsze to płaczący Maradona po przegranym meczu w finale MŚ przeciwko Niemcom, a drugie to płacząca łyżwiarka Nancy Kerrigan, po tym jak została zaatakowana i zraniona krótko przed olimpiadą w Lillehammer. O wynajęcie napastnika posądzono jej największa rywalkę Tonyę Harding i od tej pory nazwiska tych sportsmenek są wymieniane często na jednym wydechu dla ukazania dobrego i złego oblicza sportu.

Było wiadomo, że kino zajmie się tym wydarzeniem, a zwłaszcza główną podejrzaną, czyli Tonyą. Miałam pewne obawy, kiedy zobaczyłam zdjęcia z premiery, na których odtwórczyni głównej roli Margot Robbie pozuje z uśmiechem razem z oryginałem. Kiedy bohater biografii ściśle współpracuje przy powstawaniu filmu, istnieje niebezpieczeństwo, że pewne kontrowersyjne partie jego życia, (których w tym przypadku nie brakuje), zostaną potraktowane wybielaczem. Twórcy wybrnęli i nakręcili film w jedyny sensowny sposób, czyli z perspektywy samej zainteresowanej, ale wypełniony po brzegi czarnym humorem. Tonya Harding opowiada nam swoje życie, często zwracając się wprost do widza i robiąc użytek z niewyparzonego języka. Zaczyna od dzieciństwa spędzonego z koszmarną matką, a kończy na „incydencie”, który ostatecznie zakończył jej karierę łyżwiarską.

To obalenie czwartej ściany wyszło filmowi na dobre. Jest inaczej, trochę zadziornie. Można w ten sposób bezczelnie podkręcać atmosferę i serwować pewne wypadki z przymrużeniem oka, na zasadzie: „Było tak, nie było, sami zadecydujcie”. Więc jak ktoś szuka prawd objawionych odnośnie tego tematu, to na pewno nie znajdzie ich w tym filmie. Przy okazji możemy też zajrzeć za kulisy łyżwiarstwa figurowego. Niestety okazje się, że w sporcie, w którym nie da się obiektywnie zmierzyć czasu, czy odległości, mniej niż talent liczy się dobry PR i pochodzenie. Dostaliśmy dramat podany w lekkiej, czasami wręcz pastiszowej oprawie. Komu odpowiada taka konwencja, powinien się skusić na seans.

(Ala Cieślewicz

Reżyser: Craig Gillespie:

Ocena: 7/10