Wiadomości
wszystkieRecenzja filmowa: Konklawe (PLAKAT)
Recenzja również na: mediakrytyk.pl
Nasze poprzednie recenzje alfabetycznie
Dawno z takim spokojem nie szłam do kina. Wszystko przemawiało za tym, że będzie to udany seans. Za kamerą stanął oscarowy reżyser, w obsadzie znalazło się wielu doświadczonych i utalentowanych aktorów, a za podstawę scenariusza służyła solidna powieść Roberta Harrisa. Trudno byłoby to zepsuć.
Po śmierci papieża kardynałowie zjeżdżają się na konklawe, któremu przewodzi nasz główny bohater Thomas Lawrence. Jako że pierwsze zgrzyty da się wyczuć już przy łożu śmierci głowy kościoła, wiadomo, że wszystkich czeka ciężka przeprawa, nim tron Piotrowy obejmie nowy papież.
Pierwsza moja myśl po seansie była taka sama, jak po przeczytaniu książki. Po lekturze nie byłam w stanie określić, jaki jest stosunek autora do kościoła. Na całe szczęście nie wykorzystał okazji ani do ataku na tę instytucję, ani tym bardziej do jej wybielania. To samo można powiedzieć o filmie, który bardzo wiernie trzyma się książki. Jednocześnie bardzo zręcznie wykorzystano kontrasty, z jakimi mamy do czynienia przy okazji konklawe. Z jednej strony obserwujemy wzniosły obrządek z długą tradycją, celebrowany w historycznym miejscu. Z drugiej jednak strony nikt nie ukrywa, że są to zwyczajne wybory z zażartą kampanią i lobbystami, a najważniejsze decyzje zapadają nie pod freskami Kaplicy Sykstyńskiej, lecz dużo wcześniej w kuluarach. To zderzenie wypada na ekranie bardzo naturalnie i podkręca akcję.
Muszę przestrzec widzów, którzy usłyszeli jak określa się ten film jako „House of cards” czy „Gra o tron” w Watykanie. Nic bardziej mylnego. Na nudę absolutnie nie można narzekać, jednak mamy do czynienia z grą psychologiczną, a nie przejaskrawioną sensacją. Nikt tu nikogo nie truje i nie zrzuca ze schodów. Mało tego, nikt tu nawet nie biega, ani nie podnosi często głosu. Niektóre oskarżenia i rewelacje robią zresztą większe wrażenie wypowiedziane spokojnym tonem.
Kolejnym kapitalnym zabiegiem tu zastosowanym, jest fakt, że poruszamy się właściwie tylko między Domem św. Marty i Kaplicą Sykstyńską. Jesteśmy tak samo odizolowani jak kardynałowie i nie opuszczamy ich ani na chwilę, nawet gdy poza kadrem mają miejsce ważne dla fabuły zdarzenia. To potęguje gęstą i klaustrofobiczną atmosferę i pozwala przyjąć punkt widzenia naszych bohaterów, którym to odosobnienie, przy przeciągającym się konklawe, też daje się we znaki.
Film wygląda pięknie, kiedy ukazuje zarówno historyczne znane miejsca, jak i całe zaplecze, zwykle ukryte przed wścibskimi oczami. Warto to zobaczyć i w żadnym wypadku nie obawiać się „ciężkiego tematu”, bo ten film to przede wszystkim bardzo dobra rozrywka, fantastycznie zagrana i trzymająca w napięciu do samego końca.
(Ala Cieślewicz)
Reż. Edward Berger
Ocena: 7/10