Recenzja filmowa: Krzyk (PLAKAT) - Reporter-24.pl
Wiadomości
wszystkie

Recenzja filmowa: Krzyk (PLAKAT)

Recenzja również na: mediakrytyk.pl

Nasze poprzednie recenzje alfabetycznie

Plakat i informacje na Mediakrytyk

 

Ten film mógłby być idealną okazją do narzekania na wszechobecną „sequelozę” lub „remakeozę”, które nękają obecnie kino komercyjne. Strach przed ryzykiem jest tak silny, że skazani jesteśmy na odcinanie kuponów, które powoli zabija filmową kreatywność. Jednak w tym konkretnym przypadku udało się tą tendencję nie tylko sprawnie wykorzystać, ale też zdrowo obśmiać.

Wracamy do Woodsboro, którego mieszkańcy znowu padają ofiarą zamaskowanego „Ghostface”. Bać się muszą zarówno starzy wyjadacze znani z czterech poprzednich części, jak i żółtodzioby, których w czasach pierwszych „Krzyków” jeszcze nie było na świecie. Daje to bardzo ciekawą mieszankę starego z nowym. Znane i ograne motywy wciąż działają dzięki odpowiednio zaaplikowanemu zastrzykowi świeżej energii. Dobrze dobrano i przedstawiono bohaterów, nie jest to kolejna anonimowa grupa nastolatków służąca za mięso armatnie. Mamy szansę ich poznać, przez co sceny, w których dzieje im się krzywda są nie tylko krwawe, ale i emocjonalne. A krew oczywiście leje się gęsto, obyło się jednak bez obrzydliwości. Mimo, że film jest samoświadomy i co pewien czas mruga do widza, nie ociera się o groteskę. Śmierć i zagrożenie traktuje się tu poważnie.

Mnie się podobało, chociaż akurat slashery nie są moim ulubionym daniem filmowym. Mam problem by z całym dobrodziejstwem inwentarza przyjąć niektóre chwyty i motywy, bez których te filmy najwyraźniej nie mogą się obyć, także najnowszy „Krzyk”. Trzeba więc być przygotowanym na to, że w środku dnia ulice tudzież szpitale się wyludniają, tak by nie było świadków morderstwa. Policja nigdy nie przyjeżdża na czas, a ziejące rany w podbrzuszu nagle przestają krwawić, gdy niedoszła ofiara musi przeprowadzić kontratak. To często wybija z rytmu, ale w tym przypadku wszystko inne działa, więc jestem skłonna przymknąć oko. Nie bez znaczenia jest tu też nostalgia, w końcu pierwszy „Krzyk” oglądałam jeszcze na kasecie VHS. Ważne jest przy tym, że nie samą nostalgią ten film stoi. Oferuje świeżą, mocno zakorzenioną we współczesnych czasach historię, w której idealnie odważono napięcie i autoironię. W sumie bardzo udany wypad do kina.

(Ala Cieślewicz)

Reż. Matt Bettinelli-Olpin, Tyler Gillett

Ocena: 7/10