Recenzja filmowa: Nieobliczalny - Reporter-24.pl
Wiadomości
wszystkie

Recenzja filmowa: Nieobliczalny

Film miał swoją światową premierę  16 lipca 2020 roku. Polska premiera odbyła się 31 lipca 2020 roku

Recenzja również na: mediakrytyk.pl

Nasze poprzednie recenzje alfabetycznie

Kolejny film, który w normalnych czasach byłby typową wakacyjną zapchajdziurą. Jednak cały czas lecimy na wyjątkowo dietetycznym repertuarze, więc aż głupio ten film krytykować, bo jest to jakby nie było nowość. I już za to mu chwała.

Poniedziałek rano, jak wiadomo uwielbiany przez wszystkich, zwłaszcza spóźnionych i stojących w korkach. Tak jak Rachel, której plan dnia się rozsypuje i przez to niepotrzebnie wdaje się w scysję z nieznajomym kierowcą. My widzowie z wcześniejszej sceny już doskonale wiemy, jak facet „rozwiązuje” problemy, ale Rachel nieświadoma faktu, że ma do czynienia z psychopatą, nieopatrznie doprowadza do eskalacji konfliktu. Jej adwersarzowi puszczają wszystkie hamulce i postanawia odpłacić z nawiązką.

To całkiem zgrabnie skrojone półtorej godziny akcji, oczywiście po części zbudowane z klisz; policji nigdy nie ma, kiedy jest potrzebna, a baterie w urządzeniach zawsze padają w kluczowym momencie. Mnie też trochę irytowało, że twórcy wyraźnie wątpią w naszą tj. widzów inteligencję i spostrzegawczość. Dlatego ujęcia niektórych przedmiotów są nieznośnie przeciągnięte w czasie, żebyśmy nie daj Boże nie przegapili, jakie są kluczowe dla fabuły. Poza tym szkoda, że nikt się nie pokusił o to, by nieco „odsztampowić” finał, który jest przeprowadzony bezpiecznie i zdecydowanie bez inwencji.

Ale po drodze nie jest źle, napięcie cały czas jest odczuwalne, na szczęście zrezygnowano z czarnego humoru, wszystko jest na poważnie i dzięki temu uczucie zagrożenia nie znika. Aktorzy dają radę, chociaż na niuanse za bardzo nie ma miejsca. Russell Crowe postawił na fizyczność, wygląda jak wściekła góra lodowa, która taranuje wszystko na swojej drodze. Gdzieś tam w tle majaczy próba zdiagnozowania współczesnego znerwicowanego społeczeństwa, ale wydaje się, że ten temat już dosadnie podsumował „Upadek” z Michaelem Douglasem prawie trzydzieści lat temu. Ogląda się całkiem dobrze, chociaż i bez głębszej refleksji. Należy też przy tym pamiętać, że to jeden z tych filmów, które pomagają nam widzom przeżyć tą nieznośną kinową posuchę.

(Ala Cieślewicz)

Ocena: 6/10