Wiadomości
wszystkieRecenzja filmowa: Niewidzialny człowiek
Film miał swoją światową premierę 26 lutego 2020 roku.
Recenzja również na: mediakrytyk.pl
Nasze poprzednie recenzje alfabetycznie
Co by tu wymyślić, żeby tchnąć nowe życie w oklepany temat i schematy, które narosły wokół niego od 1897 roku, kiedy klasyk H.G. Wellsa „Niewidzialny człowiek” został opublikowany? Zwyczajową odpowiedzią Hollywoodu jest: „więcej, mocniej, głośniej!” zgodnie z założeniem, że widz potraktowany przysłowiowym laserem po oczach, zapomni, że już to oglądał i nie będzie dopytywał o takie „podrzędne” kwestie jak scenariusz. Na szczęście nie wszyscy idą na łatwiznę, są jeszcze twórcy, którzy rozumieją, że nawet najbardziej nośny motyw nie powinien być zwyczajnym samograjem, lecz katalizatorem logicznej historii, zbudowanej wokół ciekawych postaci.
Zaczyna się od tego, że główna bohaterka Cecilia w środku nocy ucieka z domu od znęcającego się nad nią męża. Dwa tygodnie późnej dowiaduje się, że małżonek, który był genialnym wynalazcą, popełnił samobójstwo. Kobieta pozornie może odetchnąć, jednak po pewnym czasie zaczynają się wokół niej dziać niepokojące rzeczy, początkowo mało spektakularne, jednak na tyle skuteczne, by przekonać bliskich Cecilii, że popada ona w obłęd.
Łatwo byłoby tu nas olśnić trikami. Twórcy jednak oparli się pokusie taniego efekciarstwa, każdy zabieg techniczny podporządkowany jest fabule, a nasze uwaga skupia się przede wszystkim na głównej bohaterce. Jak na thriller science fiction, który z założenia ma sprawić, że będziemy podskakiwać na fotelu, zadziwiająco dużo tu psychologii. Sporo miejsca i czasu poświęcono kwestii dręczenia psychicznego i fizycznego w związku. Film jest dzięki temu aktualny i wiarygodny. Łatwo nam zidentyfikować się z Cecilią, zrozumieć niektóre jej kontrowersyjne decyzje i jej kibicować. Wielka w tym zasługa Elizabeth Moss, która sprawdza się w każdym repertuarze, a ta rola wymagała od niej również wysiłku fizycznego.
O warstwie wizualnej też nie można zapomnieć, bo ta jest pierwszorzędna. Począwszy od świetnych zdjęć i efektów dźwiękowych, które odgrywają tu ważną rolę. Już dawno cisza na wielkim ekranie nie była tak przejmująca. Znane chwyty, jak skrzypienie podłogi i zaglądanie na strych, nabrały tu świeżości. Jest też kilka zaskakujących rozwiązań i wiele okazji, by się bać. Ta produkcja najdobitniej pokazuje, że najbardziej przeraża to, czego nie widać.
Jestem bardzo pozytywnie zaskoczona. Okazuje się, że przy sprawnym reżyserze, subtelnych efektach specjalnych i rozsądnie dawkowanym napięciu, można tchnąć nowe życie w wyświechtany temat i nakręcić wciągający od pierwszej do ostatniej minuty film.
(Ala Cieślewicz)
Reż. Leigh Whannell
Ocena: 7/10