Recenzja filmowa nr 628: Kto zabił Maggie Moore? (PLAKAT) - Reporter-24.pl
Wiadomości
wszystkie

Recenzja filmowa nr 628: Kto zabił Maggie Moore? (PLAKAT)

Recenzja również na: mediakrytyk.pl

Nasze poprzednie recenzje alfabetycznie

Plakat i informacje o filmie

Oj, ktoś się tu wyraźnie naoglądał filmów braci Coen. Skupił się jednak tylko na kopiowaniu ich charakterystycznego stylu i zapomniał opowiedzieć wciągającą historię z wyrazistymi bohaterami.

Ostrzegam wszystkich, którzy się nastawiają na kryminał czy też thriller. O tym, kto i dlaczego zabił tytułową Maggie Moore, wiemy niemal od samego początku. To oczywiście nie przekreśla szans na udany seans. Jeżeli zabiera nam się zagadkę, zwykle na to miejsce wpada jakiś inny równie ciekawy element. Małe miasteczko jako miejsce akcji z ograniczoną pulą ekscentrycznych bohaterów, postawionych w sytuacji, w której na jaw wychodzą ich najgorsze cechy, daje duże pole do popisu. Ale niestety nie w tym filmie.

To idealny film do puszczania w tle w czasie obiadu, albo w trakcie przeglądania mediów społecznościowych. Nie ma obawy, że coś nas ominie, bo akcja toczy się w ten sposób, że najpierw bohaterowie mówią, że coś zrobią, potem to robią, a potem wkracza policja i komentuje to, co ktoś zrobił. I tak kilka razy. Zero zaskoczeń. Wystarczy załapać się na jedną scenę w danym segmencie i jest się na bieżąco z fabułą. Dopiero w 80 minucie (na 95 minut filmu) wydarzyło się coś, co lekko przyspieszyło mój puls. Po czym film się skończył. Jest tu masa niewykorzystanego potencjału, myślę przede wszystkim o aktorach, którzy poza wikłaniem się w rozwleczone dialogi, nie mają za dużo do roboty. A przecież mowa o Johnie Hammie i Tinie Fey, których obecność w obsadzie zawsze obiecuje emocje, których tym razem jednak kompletnie zabrakło. Zarówno wątek kryminalny, jak i nieporadny wątek miłosny, podane są na pół gwizdka. Chociaż jeśliby spytać twórców, to pewnie upieraliby się przy tym, że stworzyli dzieło pogłębione psychologicznie. Poznać to można po tym, jakie banały nasz główny bohater wygłasza zza kadru. Jako że pod koniec seansu znajdowałam się już w fazie REM, to film ten mogę polecić tylko i wyłącznie osobom cierpiącym na bezsenność.

(Ala Cieślewicz)

Reż. John Slattery

Ocena: 5/10