Recenzja filmowa: Obraz pożądania - Reporter-24.pl
Wiadomości
wszystkie

Recenzja filmowa: Obraz pożądania

Film miał swoją premierę 30 października 2020 roku

Recenzja również na: mediakrytyk.pl

Nasze poprzednie recenzje alfabetycznie

Zobacz też materiał o filmie.

Na plakacie promocyjnym filmu widnieje hasło” Pełnokrwisty thriller” i trudno się z nim nie zgodzić. Już po fantastycznym prologu, w którym główny bohater podczas wykładu demonstruje swoim słuchaczom, w jaki sposób krytycy kształtują sztukę, wiadomo, że mamy do czynienia z nietuzinkowym kinem. A później jest tylko lepiej.

James to typowy przykład niespełnionego artysty, który brak talentu rekompensuje sobie ocenianiem innych. Jako krytykowi średnio mu się powodzi, nieciekawe chałtury nie są w stanie spłacić rosnących długów. Wtedy do akcji wkracza Mick Jagger w roli wybitnego artysty Josepha Cassidy. Składa naszemu krytykowi propozycję nie do odrzucenia, która z jednej strony może ocalić Jamesa przed bankructwem, z drugiej jednak wymaga od niego nieetycznych i wręcz nielegalnych działań.

W tym filmie trochę trzeba poczekać na przysłowiowy rozlew krwi i wszystkie znane nam thrillerowe chwyty. Już początkowy, nieznośnie powolny jazd kamery pozwala przypuszczać, że nikomu się tu nie spieszy. Nie można jednak narzekać na nudę, bo nawrzucano tu tyle smaczków, że nic tylko się delektować. Przede wszystkim bohaterowie, wszyscy bez wyjątku, wypadają wiarygodnie, co nie jest normą dla thrillerów, które często naginają zasady prawdopodobieństwa, by zaspokoić potrzebę twistów i szoków fabularnych. W tym filmie każdej postaci wierzę bez zastrzeżeń, rozumiem jej intencje, choć niektóre z nich pozostają do końca enigmatyczne, jak chociażby Mick Jagger. Bardzo cieszy mnie fakt, że rockman nie jest tylko wabikiem, eksploatowanym w zwiastunach. Ma prawdziwe mięso do zagrania i gra je wybornie.

W płynnie rozwijającą się intrygę wpisano wiele trafnych spostrzeżeń na temat tego, czym jest sztuka, jak ją odbieramy i do kogo tak naprawdę należy? Do artysty, czy już do odbiorcy? Nie oszczędzono snobistycznych krytyków, którzy porzucają swoją pozę, kiedy trzeba się komuś podlizać. Dostaje się też „niezależnym” twórcom, którzy tak naprawdę nie istnieją bez przychylnej im krytyki. A wszystko to w urokliwej włoskiej scenerii nad Jeziorem Como. To jeden z ostatnich moich seansów przed kolejną przymusową głodówką kinową i na pewno mogę zaliczyć go do udanych.

(Ala Cieślewicz)

Reż. Giuseppe Capotondi

Ocena: 7/10