Recenzja filmowa: Shang-Chi i legenda dziesięciu pierścieni (PLAKAT) - Reporter-24.pl
Wiadomości
wszystkie

Recenzja filmowa: Shang-Chi i legenda dziesięciu pierścieni (PLAKAT)

Recenzja również na: mediakrytyk.pl

Nasze poprzednie recenzje alfabetycznie

Plakat i informacje o filmie na Mediakrytyk

„Czarna Wdowa” dostała fory przy ocenianiu ze względu na długą posuchę kinową, jaką zafundowała nam pandemia. „Shang-Chi…” nie miał już tak łatwo. Całkiem nowy bohater, który otwiera nowy rozdział tego uniwersum, dostał bardzo trudne zadanie i mimo paru słabszych momentów wywiązał się z niego nadzwyczaj dobrze.

Od zawsze lubiłam w kinie przede wszystkim walki wręcz, dlatego cieszę się, że jest tu ich tak wiele i każda ma własną unikatową choreografię. W jednej z nich, nawiązującej do „Przyczajonego tygrysa, ukrytego smoka”, walka zamienia się niemal w balet, w innej znowu oglądamy prawdziwy hołd dla Jackie Chana i jego akrobatycznych umiejętności. Wypada to świeżo, pięknie i emocjonująco.

Na tym zalety się jednak nie kończą. W tym filmie dostaliśmy jednego z najlepszych, (jeśli nie najlepszego) złoczyńcę o złożonym charakterze, jasnej motywacji i z tragiczną historią, która pozwala go zrozumieć i nawet mu współczuć. No i gra go Tony Leung, obecnie najlepszy azjatycki aktor, któremu czasami wystarczy jedno spojrzenie, by wyrazić całą gamę uczuć. Drugiego takiego przeciwnika, który jest zarazem niebezpieczny i nieszczęśliwy, ze świecą szukać w tym świecie. Trzeba przyznać, że trochę przez to przyćmiewa głównego bohatera, czyli Shang-Chi, ale mi akurat bardzo pasuje, że najnowszy marvelowski protagonista jest nieco wyciszony i wycofany. Po paradzie wygadanych szpanerów w stylu Tony’ego Starka to miła odmiana.

Niestety na tym etapie Marvel jest już zakładnikiem własnego sukcesu, więc wiadomo, że dostaniemy bombastyczny, przesadzony finał wypełniony trikami CGI. Wielka szkoda, bo gdyby ograniczyć się tylko do walki dwóch głównych przeciwników, wywijających tytułowymi pierścieniami, dałoby to o wiele mocniejszy emocjonalny efekt. W końcu mamy do czynienia z ojcem i synem po przeciwnych stronach. Ale najwyraźniej twórcy zdecydowali, że wypadłoby to za skromnie i uraczyli nas masą innych „atrakcji”, które w pewnym momencie wręcz nużą i kompletnie przykrywają bohaterów. A ci powinni być tu na pierwszym planie. Mimo to dobrze się bawiłam i na kolejny film z Shang-Chi na pewno się wybiorę.

(Ala Cieślewicz)

Reż. Destin Daniel Cretton

Ocena: 7/10