Recenzja filmowa nr 650: Norymberga (PLAKAT) - Reporter-24.pl
Wiadomości
wszystkie

Recenzja filmowa nr 650: Norymberga (PLAKAT)

Recenzja również na: mediakrytyk.pl

Nasze poprzednie recenzje alfabetycznie

Plakat i informacje o filmie

Wojna się skończyła i zaczęło się rozliczanie. To najważniejsze miało miejsce w Norymberdze w listopadzie 1945 roku, kiedy przed Międzynarodowym Trybunałem Wojskowym stanęli najwięksi sprzymierzeńcy Adolfa Hitlera, wśród nich jego zastępca Hermann Göring, na którym skupia się film. Głównym bohaterem jest tu jednak psychiatra Douglas Kelly, który zostaje sprowadzony do więzienia, zajmowanego przez nazistowskich zbrodniarzy, w celu ustalenia ich stanu mentalnego. Z Göringiem rozwija osobliwą i bliską relację.

To jest zapewne niepopularna opinia, ale ja lubię sposób, w jaki Amerykanie opowiadają wielką historię na ekranie, bo potrafią umiejętnie przełożyć ją na język filmu. Owszem wypada to często skrótowo i powierzchownie, ale za to bez ścisku pewnej części ciała, co jest niestety nagminne u naszych twórców. Chodzi mi o pewien luz narracyjny, dzięki czemu jesteśmy bliżej owianych sławą lub niesławą postaci. W takim filmie jak „Norymberga”, gdzie wiadomo, że prędzej czy później skonfrontuje się nas z ujęciami z obozów koncentracyjnych, też znajdzie się przestrzeń na humor i odprężenie. Ma to miejsce zwłaszcza w przedstawianiu postaci i służy przełamaniu lodów z widzami. Dzięki temu do końca seansu będziemy patrzeć na nich jak na ludzi z krwi i kości, a nie postacie wyciągnięte z podręczników. To się w tym filmie udało. Także dzięki wspaniałym kreacjom aktorskim.

Niejeden historyk będzie tu pewnie zgrzytał zębami na nieścisłości, jeżeli jednak nie podejdzie się do tego jak do lekcji historii, to można interesująco spędzić czas. Film jest bardzo klimatyczny i ma dobre tempo, chociaż na pierwszy rzut oka wydaje się być przegadanym klocem. Ja nie dostrzegłam żadnych dłużyzn, narracja płynnie przechodzi od kameralnych scen w celi więziennej do wypełnionej ludźmi sali sądowej. Jak na dobry film przystało, fabuła, mimo iż bazuje na powszechnie znanych i wielokrotnie omawianych faktach, trzyma w napięciu do samego końca. I owszem jest to kolejny finał iście hollywoodzki, czyli czarno biały, pozbawiony niuansów i odcieni. Pewnymi tezami dostajemy wręcz centralnie po głowie, reżyser nie do końca ufa, że sami jesteśmy w stanie dojść do pewnych wniosków. Jeżeli jednak pewien niedosyt, który pozostaje po seansie, sprawi, że niektórzy widzowie sięgną po bardziej fachowe źródła, to można temu tylko przyklasnąć.

(Ala Cieślewicz)

Reż. James Vanderbilt

Ocena: 7/10