Recenzja filmowa: Ultimatum (PLAKAT) - Reporter-24.pl
Wiadomości
wszystkie

Recenzja filmowa: Ultimatum (PLAKAT)

Recenzja również na: mediakrytyk.pl

Nasze poprzednie recenzje alfabetycznie

Plakat i informacje o filmie

Jedną z bolączek współczesnych scenarzystów jest strach przed tym, że już w niedalekiej przyszłości, ze względu na cięcie kosztów, zostaną zastąpieni przez sztuczną inteligencję. W tym momencie złośliwcy mogliby stwierdzić, że już teraz jesteśmy świadkiem tego zjawiska, a za namacalny przykład mógłby posłużyć film „Ultimatum”.

Nasz główny bohater Matt Turner w pierwszej scenie boksuje worek treningowy, żebyśmy mogli się przekonać, jaki to twardy facet. Po kilku następnych scenach integracji z rodziną stwierdzamy, że jest do tego bucem, dla którego liczy się tylko praca. To wrażenie utrzyma się niestety do końca filmu, co w przypadku bohatera, któremu teoretycznie mamy kibicować, nie wystawia pozytywnego świadectwa scenarzystom. Tego ranka Matt wyjątkowo musi odwieźć dzieci do szkoły i w trakcie jazdy odbiera telefon. Tajemniczy głos po drugiej stronie uświadamia mu, że w samochodzie jest bomba, która wybuchnie, jeśli Matt nie dostosuje się do jego żądań.

A potem następuje ciąg klisz i zdarzeń, w dużej mierze przewidywalnych i nielogicznych. Z samym naginaniem faktów w kinie sensacyjno – thrillerowym nie mam problemu. Jak to trafnie określił James Cameron: „Piękno filmów polega na tym, że wcale nie muszą być logiczne. Wystarczy, że są wiarygodne”. Tymczasem tu ani przez chwilę nie uwierzyłam, że naszemu bohaterowi i jego dzieciom grozi jakieś niebezpieczeństwo. Budowanie napięcia jest na poziomie zerowym. Kilka razy próbuje się je bardzo nieumiejętnie i sztucznie pompować, ale nic z tego nie wychodzi. Film trwa zaledwie 90 minut, a z ekranu i tak wieje nudą. Matt jeździ po mieście bez żadnej mocy sprawczej, od czasu do czasu wciskając pedał gazu, ale to nie podkręca tempa akcji. Trudno się też zaangażować widzom w fabułę, kiedy widać wyraźnie, że nikomu się tu nie chce, także aktorom, a zwłaszcza Liamowi Neesonowi, dla którego to już chyba dziesiąty film na dokładnie ten sam temat. A już sam finał to popis spektakularnego filmowego lenistwa, jakby trzy czwarte ekipy poszło wcześniej do domu i trzeba było coś szybko wykombinować na pół gwizdka. Przez jakiś czas nawet trzymałam kciuki, by NAJBARDZIEJ OCZYWISTY KANDYDAT nie okazał się głównym szwarccharakterem. Ale szybko dałam sobie spokój. Jak im nie zależy, to mi też nie. Serio, szkoda czasu na ten film.

(Ala Cieślewicz)

Reż. Nimród  Antal

Ocena: 3/10