Recenzja filmowa: Zabawa w pochowanego. Zwiastun i plakat filmu - Reporter-24.pl
Wiadomości
wszystkie

Recenzja filmowa: Zabawa w pochowanego. Zwiastun i plakat filmu

Recenzja również na: mediakrytyk.pl

Nasze poprzednie recenzje alfabetycznie

Plakat i zwiastun filmu na mediakrytyk.pl

 

Gdy dobry nastrój szwankuje, najlepiej zafundować sobie absurdalny horror. Przynajmniej w moim przypadku się to sprawdza. „Zabawę w pochowanego” (chylę czoła przed znakomitym polskim tytułem) spokojnie można określić jako horror – komedię, co najważniejsze zgodnie z intencją twórców. Samoświadomość to jedna z największych zalet tego filmu.

Już wyjściowy koncept nie pozostawia złudzeń, z jakim kinem mamy do czynienia. Oto w starej rodzinnej posiadłości odbywa się ślub. O północy, zgodnie z długą tradycją, świeżo upieczona małżonka musi przejść coś w rodzaju inicjacji, by stać się pełnoprawnym członkiem rodziny swojego nowego męża. Jako że rodzinny biznes opiera się na produkcji gier wszelakich, młoda mężatka musi wylosować jedną z nich i zaprezentować swoje zdolności. Na nieszczęście wypada na zabawę w chowanego w dość osobliwym wydaniu. Podczas gdy nieświadoma jeszcze niczego dziewczyna szuka kryjówki, jej nowi krewni zbroją się po zęby, by ją zabić.

Jestem pełna podziwu, że przy tak krótkim czasie trwania filmu i projektowaniu wymyślnych krwawych potyczek, udało się zgrabnie i precyzyjnie nakreślić bohaterów tej opowieści. Mimo, że wielu z nich robi po prostu za armatnie mięso, to nadal posiadają zindywidualizowane cechy. To w dużej mierze zasługa aktorów, którzy grają wspaniale i potrafią obronić wszystkie decyzje swoich bohaterów, nawet te najbardziej absurdalne. Oczywiście sercem i duszą jesteśmy przede wszystkim przy pechowej pannie młodej, która w swoją noc poślubną biega w sukni z wielką strzelbą po nawiedzonym domu i która po pierwszym szoku nie zamierza się poddawać. Samara Weaving sprawdza się świetnie.

Trup się ściele, a krew i czarny humor leją się z ekranu. Jak dla mnie stosunek makabry do ironii jest idealnie zrównoważony. Sama nie przepadam za okrucieństwem na ekranie i na szczęście pewnych granic ten film nie przekracza. Jakieś wady na pewno ma, jednak nie zamierzam się na nich skupiać, bo nie zepsuły mi one świetnej zabawy. Zresztą jakiekolwiek niedociągnięcia rekompensuje pozbawiony hamulców, kapitalny i satysfakcjonujący finał. Takiej rozrywki z charakterem nigdy dość.

(Ala Cieślewicz)

Reż. Matt Bettinelli-Olpin, Tyler Gillett

Ocena: 7/10