UWAGA OSCAR! Recenzja filmowa: Green Book. Recenzja nr 301 - Reporter-24.pl
Wiadomości
wszystkie

UWAGA OSCAR! Recenzja filmowa: Green Book. Recenzja nr 301

Film miał swoją światową premierę  11 września 2018 roku, w polskich kinach pojawił się 8 lutego 2019 roku

Zobacz też: mediakrytyk.pl

Nasze poprzednie recenzje alfabetycznie

 

Dzisiaj zamieszczamy już 301 recenzję filmową. Jest to bardzo dobra okazja, aby serdecznie podziękować Ali Cieślewicz za dotychczasową współpracę. Przypomnę, że pierwszą recenzją Ali, która została zamieszczona na stronie było "Życie Pi" film, który miał swoją premierę 28 września 2012 roku.

Według Amerykańskiej Akademii Filmowej to najlepszy film zeszłego sezonu. Ja bym z tym werdyktem trochę polemizowała, bo moim zdaniem wśród nominowanych znalazły się przynajmniej dwa ciekawsze filmy. Nie zmienia to jednak faktu, że „Green Book” to film wspaniały pod wieloma względami, który fantastycznie się ogląda.

To doskonały przykład na tezę, że najbardziej podoba nam się to, co już znamy. „Green Book” składa się w całości z motywów i schematów, przerobionych wielokrotnie przez kinematografię na całym świecie. Robi to jednak tak zręcznie, z polotem i dużą dawką niewymuszonego humoru, że podczas oglądania nie ma uporczywego poczucia deja vu. To prawdziwa historia Tony’ego „Wargi” Vallelongi, którego trudna sytuacja finansowa zmusza do przyjęcia posady szofera u wybitnego pianisty Dona Shirleya podczas trasy koncertowej. Problem w tym, że muzyk jest Afroamerykaninem, Tony ma skłonności rasistowskie, a trasa koncertowa ma się odbyć na południu Stanów Zjednoczonych na początku lat 60-tych XX wieku.

Od początku wiadomo, jak się ta historia potoczy, z jakimi problemami będą się musieli zmierzyć bohaterowie i jak ciężko będzie im się porozumieć, zważywszy, że ich różnice nie ograniczają się wyłącznie do koloru skóry. (Jeden jest nieokrzesanym żarłokiem, drugi wysublimowanym melomanem i estetą.) Nie ma jednak znaczenia, że brakuje tu zaskoczeń. Siła tego filmu tkwi w doskonale napisanych, zabawnych, ale przy tym mądrych dialogach i w humorze sytuacyjnym, zaskakująco subtelnym, jak na reżysera, który wcześniej dał nam „Głupiego i głupszego” i „Sposób na blondynkę”. Jednak najgłośniejsze fanfary należą się aktorom. Tak barwnego i zgranego duetu dawno nie widziałam na ekranie. Lubi się ich od razu i cały czas się im kibicuje. Viggo Mortensen i Mahershala Ali wykonali kawał dobrej roboty.

To obraz zrobiony bardziej pod widzów, niż krytyków. Poza uczuciem błogości i dobrego nastroju, ten film niewiele po sobie pozostawia, ale takie produkcje też są bardzo potrzebne i też powinny być nagradzane. Pozostaje więc tylko iść do kina i dobrze się bawić.

(Ala Cieślewicz)

reż. Peter Farrelly

Ocena: 8/10