Bo męska rzecz być daleko, a kobieca wiernie czekać? - Reporter-24.pl
Wiadomości
wszystkie

Bo męska rzecz być daleko, a kobieca wiernie czekać?

 

Swego czasu przybliżyliśmy Państwu postać wielkiego, polskiego podróżnika - Kazimierza Nowaka, dzisiaj kolejny artykuł ze strony: kazeknowak.pl 

 

Zobacz też:

http://reporter-24.pl/wiadomosc/kazimierz-nowak-historia-pewnego-szalenstwa-czesc-pierwsza

http://reporter-24.pl/wiadomosc/kazimierz-nowak-historia-pewnego-szalenstwa-czesc-druga

 

No nie wiem…wątpliwości mam, czyli wyprawa Kazka z kobiecego punktu widzenia.

To, że Kazimierz Nowak wielkim podróżnikiem był, nie ulega żadnej wątpliwości. Jego pięcioletnia wyprawa na rowerze do Afryki  w czasach kiedy współcześnym mu ludziom jeszcze się to nawet nie śniło, była wydarzeniem absolutnie niezwykłym i bezprecedensowym. Jak pisze Ryszard Kapuściński:

„Wyczyn Kazimierza Nowaka zasługuje na to, by jego nazwisko znalazło się w słownikach i encyklopediach, by było wymieniane obok takich nazwisk jak Stanley czy Livingstone. Kazimierz Nowak był człowiekiem o ogromnej wyobraźni i odwadze, człowiekiem nieustraszonym. Pokazał, że jeden biały człowiek, zupełnie bezbronny, nieposiadający żadnego uzbrojenia, a jedynie wiarę w drugiego człowieka, może przebyć samotnie wielki kontynent.”

Bez wątpliwości Kazimierz był również kochającym mężem i ojcem, z wielkimi i pięknymi intencjami wymalowanymi w sercu i w listach. Jak jednak wyglądała „kobieca” strona wyprawy Kazimierza Nowaka do Afryki? Czy żona Kazimierza – Maria, którą czule w listach tytułował Maryś, Maryśkiem i Maryśką, była równie wielką entuzjastką wyprawy co sam Kazimierz? Jak to zwykle bywa w relacjach damsko-męsko-ekonomiczno-politycznych sprawa zapewne była skomplikowana.

Myślę, że aby spróbować zrozumieć sytuację, w jakiej znalazła się Maria, trzeba spojrzeć na kontekst historyczny. Czasy, z którymi przyszło jej się zmierzyć, były wyjątkowo dla kobiet trudne i burzliwe. Dotychczasowa patriarchalna koncepcja i układ świata ulegały zmianie,  w wielkich bólach rodził się nowy system, gdzie kobiety po raz pierwszy od dawna mogły głośno mówić o swoich potrzebach i interesach. Zmiany te objęły również Polskę, choć proces adaptacji do tych zmian przebiegał, jak to bywa w naszym nadwiślańskim kraju, powoli (choć mogło być gorzej jak np. w Szwarjcarii gdzie kobiety uzyskały prawa wyborcze w 1971 roku). W polskiej świadomości społecznej dwudziestolecia międzywojennego funkcja kobiety zarówno w sferze prywatnej, jak i państwowej, miała w dalszym ciągu charakter tradycyjny. Kobiety co prawda mogły już pracować i pracowały ciężko, ale płace ich były o 50% niższe niż płace płci przeciwnej.  W dodatku „przysługiwała” im jedynie obowiązkowa edukacja podstawowa, ponieważ 78% szkół średnich przeznaczonych było dla mężczyzn.

Konstytucja marcowa wprowadziła, przynajmniej na papierze, równouprawnienie we wszystkich sferach życia, ale według niektórych historyków wynikało to głównie z niedoboru mężczyzn, którzy zginęli lub pozostawali w niewoli po pierwszej wojnie światowej, a nie z postępu i rzeczywistego zrozumienia potrzeb społecznych i politycznych kobiet. Skutkowało to ustawami wyrównawczymi, między innymi, rok później uchwaloną ustawą o służbie cywilnej, wedle której kobiety zamężne potrzebowały zgody męża, aby pracować na stanowiskach państwowych. W rezultacie kobiety stanowiły zaledwie ułamek reprezentacji w polskich instytucjach. Bo te, które nie były zamężne, dążyły do tego, żeby za mąż wyjść, a zamężne potrzebowały dużej dawki determinacji, no i rzecz jasna progresywnego męża, z którym mogłyby pójść dalej.

Nie bez znaczenia był też fakt, że w skład komisji kodyfikacyjnej – organu powołanego do projektowania ustaw regulujących funkcjonowanie nowo odrodzonego państwa wchodzili wyłącznie mężczyźni, którzy nawet biorąc pod uwagę najlepsze chęci, kobietami nie byli, a co za tym idzie musieli posługiwać się nieco zubożonym aparatem poznawczo-decyzyjnym. W sferze obyczajowej model tradycyjny również miał się znakomicie. Choć symbol kobiecej tortury – gorset przeszedł już do ówczesnego lamusa, wymagania wobec kobiet były takie same i całkiem jasne. Mogły pracować, ale ich główną powinnością społeczną było przede wszystkim realizowanie polityki populacyjnej, czyli tradycyjny model ZRO (zamążpójście, rodzenie dzieci, i opieka nad rodziną). Przyzwyczajone do bierności politycznej kobiety, rzadko zabierały w swojej sprawie publiczny głos, i można przypuszczać, że taki sam precedens miał miejsce w sferze prywatnej (choć na szczęście coraz głośniej krzyczące wyjątki były). Zapewne większość kobiet dwudziestolecia, nauczona smutnymi doświadczeniami swoich babć i praprababć, hołdowała zasadzie mniej lub bardziej cichego trwania u boku męża. Wbrew wzniosłym, od wieków powtarzanym przez męski pierwiastek literacki, i niezbyt w mojej opinii trafnym spostrzeżeniom na temat podstępności kobiecej natury. Niewątpliwie czytając listy Kazimierza do żony, można odnieść wrażenie, że tak było również w przypadku Państwa Nowaków.  Maria Nowak była zapewne jedna z wielu, ciężko pracujących kobiet, które dostosowywały się do otaczającej je rzeczywistości tak jak potrafiły najlepiej.

Czy Maria opierała się wyprawie Kazka, próbując zachęcić męża do podjęcia innych prób zarobkowania, czy też wspierała jego decyzję, tak jak żona winna była w tamtych czasach wspierać męża? Tego nam, osobom niezwiązanym z rodziną Nowaków, nie wiadomo. Nie wiadomo na ile wyprawa Kazimierza była inicjatywą jednostronną samego Kazimierza, a ile było w tym zgody obydwojga małżonków. Czy rzeczywiście wyprawa była ostatnią deską ratunku dla finansów rodziny i dowodem na niezwykłą odpowiedzialność i poświęcenie, czy też chęcią realizacji odwiecznego „męskiego” marzenia o podboju i odkrywaniu świata. A może jedno i drugie lub też jak mawiają niektórzy, chęć upieczenia dwóch pieczeni na jednym rożnie?
 
Maria niewątpliwie przyjęła na siebie w związku z wyprawą męża bardzo dużo. Była jego powierniczką i współpracowniczką, w jego imieniu kontaktowała się z wydawnictwami, walcząc o publikacje, a tym samym o pieniądze na utrzymanie rodziny. Opiekowała się dziećmi i domem. W dodatku, jak pisze sam Kazimierz „pracowicie naprawiała konieczną część garderoby, którą w dwu listach nietkniętą dostał w porządku” i dbała o to, aby mąż miał „koszulę w paski, którą mu jego Maryś posłała, choć już zaczyna się drzeć”. Kazimierz pisał żonie również, że „uratować mogą go jedynie pieniądze, które jako rezerwę mieć musi”, ale „panicznie boi się Anglików”, i „może Maryś wpadnie na jaką dobrą myśl?”, dodając jednocześnie, że „jak nie będzie możliwe zyskać pieniądze dla niego, niech się nie gryzie, ewentualnie zawróci z drogi i inną podąży drogą, i może nie zginie”.
 

Na podstawie licznych komentarzy Kazka łatwo można więc wysnuć wniosek, że Maryś (Kazkowi udało się ją raz nawet nazwać „ukochaną, darmową sekretarką”), opiekowała się również na odległość mężem, który choć intencje „jak czoło miał czyste”, to czyny i wydarzenia nie zawsze za intencją nadążały. Do tego wszystkiego dochodził jeszcze nieustanny strach o zdrowie i byt męża, niewątpliwie podsycany przez fakt, że Kazimierz chętnie dzielił się z Marią, jako swoją najlepszą przyjaciółką i powierniczką, wszelkimi kłopotami i problemami, jakich doświadczał po drodze. „Wiesz Maryś” – pisał w swoich listach – „że gdy tą razą wybrnę z sytuacji cudem będzie, jak cudem jest to, że dziś piszę, że dwukrotnie uciekłem z rąk śmierci.”

Czy Maryś miała żal do Kazimierza? Tego nie wiemy, tak jak i w innych względach możemy się posługiwać subiektywnymi wypowiedziami samego Kazimierza. Kazimierz pisze: „Twoje listy takie smutne, smętne. Ty ciągle jeszcze nie wierzysz Maryś, że dla Ciebie żyję, że tęsknię do chwil wspólnych i kocham, a ja przeczuwając twą mękę moralną czuję się strasznie.” Zostawiając na boku zawiniętą w poetyckie słowa projekcję własnego poczucia winy, jeśli żal był, to czy na pewno o to, że „przez niego cierpią, bo im głodno i nędzarnie, a on z pomocą pośpieszyć nie może, bo sam żebraczym chlebem żyje?”. A może żal wcale nie był o nędzę, tylko o sam fakt, że Kazimierz wybrał chyba najbardziej wyboistą drogę, jaką sobie można tylko z punktu widzenia rodziny wyobrazić?
 
A może jednak droga, którą wybrał, była niezwykłym i niewątpliwym dowodem wielkiej miłości do żony? Faktem jest, że nie sposób pozostać niewzruszonym, czytając piękne, intymne i poetyckie słowa Kazimierza do Marii, napisane pod wpływem potrzeby wyrażenia swoich myśli i uczuć. Tym bardziej w dzisiejszych czasach, kiedy odręcznie pisane słowo stało się reliktem przeszłości, a pocztą dostajemy jedynie rachunki. Nie sposób nie docenić romantyzmu, a wręcz donkiszotyzmu Kazka, który choć do pojedynków w imię Maryś w Afryce nie stawał, to pisze: – „Boże, dlaczego nie mogę spędzić z Tobą jednego takiego cudownego wieczoru na pustyni, tu w Afryce”, „a zdrowie twe zawsze dla mnie najważniejsze. Wszystko inne potem”, „Nie myśl o latach i o srebrnym włosie, szczerze raz jeszcze piszę – zawsze jednako mi drogą jesteś i będziesz”. I niejednokrotnie podkreślał „Ty mi nie wierzysz, a ja żyję – Bóg mi świadkiem – dla Ciebie tylko, dla dzieci naszych”. Może jednak mamy tu do czynienia z mocno okraszonym rzeczywistością romansem wszechczasów, który po odrzuceniu wszelkich obciążeń wynikających z natury ludzkiej oraz czasów, w jakich Kazimierz i Maria żyli, niczym nie różniłby się od romantycznej historii Sienkiewiczowskich bohaterów – Kmicica i Oleńki?
 

Niestety jak to zwykle bywa, gdy chodzi o relację między dwojgiem ludzi, nie ma rzeczy pewnych, a jedynie przypuszczenia. Maryś niewątpliwie nie miała łatwego zadania. Nie było jej łatwo tak jak każdemu człowiekowi, znieść samotności, rozłąki i oczekiwania. Były za to zapewne liczne momenty wewnętrznego rozdarcia pomiędzy miłością do męża a żalem i zwątpieniem, które spowodowała rozłąka i nadmiar odpowiedzialności. Dlatego dziś, pomimo całego szacunku dla wybitnej twórczości literackiej Kazka, proponuję poświęcić chwilę właśnie Maryś. Bez której ta wyprawa albo by się nie odbyła, albo miałaby zupełnie inny wymiar. Bez której nie moglibyśmy zapewne przeczytać dziś tak trafnych i ciekawych spostrzeżeń, istnej skarbnicy wiedzy z pierwszej ręki, na temat panującego w tamtych czasach porządku światowego, i jakby na to nie patrzeć mającego swoje konsekwencje w czasach obecnych. I przy okazji tej jednej Maryś pomyślmy o wszystkich innych Marysiach, Annach i Zofiach, biorących na siebie odpowiedzialność za wychowanie i rozwój społeczeństwa, podczas gdy „męską rzeczą było być daleko”. A potem mozolnie walczyły o to, żeby tę odpowiedzialność, dla dobra wszystkich, rozdzielić po równo. Przemyślmy istotę sprawy, że dzięki naszym babciom i praprababciom, oraz wsparciu mężczyzn, którzy rozumieli ważność kwestii kobiecej, współczesna kobieta może wybierać, w jakiej roli chce się spełniać i jakie wyzwania chce podejmować. I będę tutaj argumentować, że efektem ich pracy są, mimo wszystkich turbulencji, szczęśliwsze kobiety, partnerki, mamy i żony, oraz szczęśliwsi mężczyźni, partnerzy, tatusiowie i mężowie, którzy w końcu biorą na siebie odpowiedzialność dlatego, że chcą, a nie dlatego, że są do tego zmuszani. A szczęśliwe dzieci tychże mogą rozwijać się tak jak chcą, a nie względem społecznych oczekiwań. Kobiety natomiast już żadnych zgód od mężów nie potrzebują i mogą, (choć nie wszystkie chcą, a wręcz wiele nie chce) być daleko, aby mężczyźni mogli wiernie czekać :)

 

A na koniec…

 

Artykuł powyższy dedykuję w szczególności paniom, które odżegnują się od osiągnięć naszych przodkiń i obecnych działaczek środowisk kobiecych, określając je jako feministyczne ryczenie, tudzież, zaciekle walczące feministki (najłagodniej rzecz ujmując, bo od innych epitetów głowa boli :)), deprecjonując tym samym osiągnięcia tychże, z pominięciem faktu, że dzisiaj z tej spuścizny korzystają wszyscy. Tak, tak – Wy drogie panie też :)

 

Inspiracje do powyższego artykułu oraz polecenia:

  • Sławomir Koper  „Wpływowe kobiety drugiej rzeczypospolitej” oraz wszystkie inne książki, które p. Koper napiał :)
  • Maja i Jan Łozińscy „W przedwojennej Polsce”
  • Ustawy wspomniane – dziennik ustaw
  • Fragment tytułu artykułu pochodzi z „Jeszcze się tam żagiel bieli” Alicji Majewskiej jakbyście się Państwo nie domyślili
 

Inspiracja filmowa „Agora” Alejandro Amenabara. Oraz, a może przede wszystkim – listy, listy, listy – szukajcie aż znajdziecie :)


Zobacz:

http://reporter-24.pl/wiadomosc/annie-londonderry-pierwsza-dama-roweru