Recenzja filmowa: Bejbis (PLAKAT) - Reporter-24.pl
Wiadomości
wszystkie

Recenzja filmowa: Bejbis (PLAKAT)

Recenzja również na: mediakrytyk.pl

Nasze poprzednie recenzje alfabetycznie

Plakat i informacje o filmie

 

Ten film to pułapka, coś w rodzaju rosiczki, która nęci niczego nie spodziewającego się widza obietnicą niegłupiej rozrywki, by następnie przez bite dwie godziny swoją narracją zniechęcać go do wszystkiego, z czym miał w swoim życiu do czynienia.

Zwiastun zapowiadał nieszablonową komedię obyczajową z pazurem. Temat też całkiem intrygujący. Oto małżeństwo ze słusznym stażem dowiaduje się, że po piętnastu latach ponownie zostaną rodzicami. Wydawało się, że to idealna okazja do pokazania nieretuszowanego rodzicielstwa z kapką wisielczego humoru. Nic z tego, bo dla reżysera to wyraźnie za mało. Andrzej Saramonowicz w przestrzeni medialnej daje się poznać jako osoba, która ma zdanie na każdy temat i nie waha się go obszernie wyrazić. I tak jak nigdy nie ważyłabym się ograniczać nikomu wolności słowa, tak muszę też stwierdzić, że taki strumień nieskrępowanej świadomości nie sprawdza się w filmie, bo fabuła się po prostu rozjeżdża.

Ten film nie ma żadnej struktury. Przez dwie godziny bohaterowie po prostu wylewają swoje żale i pretensje. I nie chodzi wcale o opiekę nad noworodkiem, która może być oczywiście stresująca i męcząca. Pod lupę bierzemy też role społeczne, pracę, relacje rodzinne, patriotyzm, kapitalizm, religię i co tam jeszcze chcesz. Tyle tych grzybów w barszczu, że na sam barszcz, czyli w tym przypadku koherentną historię, nie starczyło miejsca. Widać, że reżyser chciał nakręcić coś na kształt twórczości Marka Koterskiego, który na przykładzie jednego bohatera ukazuje kondycję całego narodu. Jednak przy wszystkich swoich wadach i niedociągnięciach Adaś Miauczyński potrafi wzbudzić w widzach sympatię, a nawet współczucie. Tymczasem nasi plujący żółcią, wiecznie niezadowoleni małżonkowie, wzbudzają co najwyżej irytację. Nie lubią swoich dzieci, swoich rodziców i siebie nawzajem. Słowo daję, dawno tak bardzo nie kibicowałam żadnej ekranowej parze, żeby się rozstała. „Najlepsze” jest jednak to, że diagnozując wszystkie nasze narodowe, czy też rodzinne problemy, reżyser nie zawraca sobie głowy ich rozwiązywaniem. Przez to doklejony na ślinę, przesłodzony metafizyczny finał, wypada kuriozalnie.

Najbardziej żal mi aktorów. Zwłaszcza po Marcie Żmudzie Trzebiatowskiej, która daje tu z siebie wszystko, widać jak dobry mógłby to być film, gdyby reżyser spuścił nieco ze swojego mentorskiego tonu i dał bohaterom i widzom miejsce na oddech. Niestety, dawno żaden film mnie tak nie wymęczył.

(Ala Cieślewicz)

Reż. Andrzej Saramonowicz

Ocena: 4/10