Recenzja filmowa: Brooklyn - Reporter-24.pl
Wiadomości
wszystkie

Recenzja filmowa: Brooklyn

Film zadebiutował 26 stycznia 2015 roku. W kinach polskich pojawił się 19 lutego 2016 roku. Reżyserem filmu jest John Crowley.

Zaczynamy w Irlandii lat 50-tych zeszłego wieku. Młodziutka Eillis z braku perspektyw życiowych opuszcza dom, mamę i siostrę i płynie do Ameryki, by tam podjąć pracę i rozpocząć dorosłe życie. Początkowo nie potrafi odnaleźć się w obcym otoczeniu i bardzo tęskni za domem. Stopniowo jednak Nowy York nabiera dla niej rumieńców, zwłaszcza gdy poznaje sympatycznego i przystojnego Tony’ego. Zawirowania rodzinne sprawiają, że musi na jakiś czas wrócić do Irlandii, która przedstawia się już zupełnie inaczej niż przed jej odjazdem. Wymarzona praca jest na wyciągnięcie ręki, a czarujący, nowo poznany Jim, który stanowi świetna partię, nie kryje swojego zainteresowania. Eillis musi zdecydować: zostać, czy wrócić do Ameryki?

Zdaje sobie sprawę, że opis przypomina nieco sztampową historyjkę, w której lubuje się literatura pociągowa, sprzedawana na dworcach. I szczerze przyznaję, że gdyby tytuł ten nie przewinął się przy okazji ostatniej gali oscarowej, film najprawdopodobniej, by mi umknął. Jednak ekranizacja powieści Colma Toibina mimo że przedstawia historię opowiadaną już setki razy, nie stosuje wyświechtanych chwytów.

Jest w tym filmie ujmująca delikatność. Jest on wręcz ostentacyjnie nieefekciarski, ale wciągający i wzruszający. Okazuje się, że można pokazać romantyczne uniesienia bez krzyku, rozdzierających scen i ckliwych przemów. I to jeszcze na takim tle! Już sama nie wiem, co zachwyca bardziej: pejzaże Zielonej Wyspy, czy fantastycznie zrekonstruowany Nowy York lat 50-tych.

Historia została tak umiejętnie poprowadzona, że na wybór głównej bohaterki czeka się z autentycznym napięciem. Jednocześnie po seansie zostaje przyjemne ciepło. Wkrótce, wraz z nadejściem maja, nadciągną do kina superprodukcje ( I dobrze, bo w przyrodzie, także tej kinowej, musi być równowaga), warto jednak, póki co, poobcować z pięknym, subtelnym kinem, jakim niewątpliwie jest „Brooklyn”.

(Ala Cieślewicz)