Wiadomości
wszystkieRecenzja filmowa: Czarna Pantera: Wakanda w moim sercu (PLAKAT)
Recenzja również na: mediakrytyk.pl
Nasze poprzednie recenzje alfabetycznie
Może i jest to trzydziesty z kolei odcinek marvelowskiej sagi o superbohaterach, ale ten akurat jest szczególny z powodu śmierci odtwórcy głównej roli Chadwicka Bosemana. Twórcy filmu stanęli przed trudnym wyborem; czy powierzyć postać innemu aktorowi, czy też pożegnać T'Challę również na ekranie. Zdecydowano się na drugą opcję, tak więc już w pierwszej scenie dowiadujemy się, że podziwiany król i obrońca Wakandy umarł.
Sama nie wiem, na co sama bym się zdecydowała, muszę jednak przyznać, że chociaż ten film ma problemy, to akurat ten aspekt potraktowano z wyczuciem. Znalazło się tu miejsce na oddanie hołdu Chadwickowi Bosemanowi, jednak fabuła nie opiera się na szczęście na śmierci Czarnej Pantery. Tym bardziej, że znajdzie się ktoś, kto przejmie pałeczkę.
Z drugą częścią mam ten sam problem, co z pierwszą. Po prostu bardziej pochłania mnie tutaj forma, niż sama fabuła. Pomysł na stworzenie super nowoczesnego państwa w sercu Afryki zawsze mi się podobał, zwłaszcza, że udało się połączyć technologię z tradycją. Piękne kostiumy wołają o Oscary i zapewne się ich doczekają, chociaż ja w pierwszej kolejności nagrodziłabym kompozytora. Ludwig Göransson znowu udowodnił, że nie ma sobie równych. Jego muzyka jest w stanie uratować każdą scenę. A jak już jestem przy zachwytach, to muszę wspomnieć o dwójce aktorów, których kreacje wychodzą poza schematy gatunku. Mam tu oczywiście na myśli Angelę Bassett, która nie tyle gra królową, co nią po prostu jest. Pochwały należą się także Tenochowi Huercie w roli przywódcy podwodnego plemienia Namora. To obok Xu Wenwu mógłby być mój ulubiony marvelowski złoczyńca, ale niestety scenarzyści nie dali mu na to szansy. W pewnym momencie ten przebiegły strateg zmienia się w tępego osiłka, dyszącego pragnieniem zemsty. Bo najwyraźniej przyszedł czas, żeby się bezrefleksyjnie okładać pięściami, chociaż nijak to się ma do logiki wydarzeń.
W ogóle film ma strasznie zaburzone tempo, wlecze się nieco w środku, po czym przyspiesza w dość niechlujnym i mało satysfakcjonującym finale. To niepokojące, że w produkcji trwającej ponad dwie i pół godziny tak wspaniałe aktorki jak Lupita Nyong'o, czy Danai Gurira nie mają co grać, bo ich wątki potraktowano po łebkach. Ogólnie film nie jest zły, jednak znowu bardziej porwał mnie pięknie wykreowany świat, niż wydarzenia tam przedstawione.
(Ala Cieślewicz)
Reż. Ryan Coogler
Ocena: 6/10