Wiadomości
wszystkieRecenzja filmowa: Irlandczyk
Film miał swoją światową premierę 27 września 2019 roku.
Zobacz też: mediakrytyk.pl
Nasze poprzednie recenzje alfabetycznie
Ala Cieślewicz o Oscarach 2020
Ostatni tegoroczny oscarowy gracz, pomimo dziesięciu nominacji, nie zdobył żadnej statuetki. Nadal jednak zasługuje na uwagę, jak każdy film Martina Scorsese. Reżyser niedawno rozpętał burzę, po tym jak w jednym z wywiadów pomstował na naszpikowane efektami specjalnymi filmy o super bohaterach, których wręcz nie zalicza do kina. To szczególnie ciekawe w kontekście Oscarów, gdzie w kategorii „efekty specjalne” „Irlandczyk” walczył z filmem Marvela. Bo bez efektów specjalnych „Irlandczyk” nie mógłby powstać i to też największy mankament tego filmu.
Tytułowy bohater to Frank Sheeran, który na łożu śmierci opowiedział o swojej długoletniej karierze zabójcy na zlecenie włosko – amerykańskiej mafii. Przyznaję, że strasznie mi było trudno wgryźć się w ten film. Historia obejmuje kilkadziesiąt lat (film trwa 3,5 h, ale na Netflixie, więc można go sobie porcjować według uznania) i na każdym jej etapie od czasów młodości w Sheerana wciela się Robert DeNiro, który w metryce ma już 76 lat. Tu więc do akcji wkracza cyfrowe odmładzanie twarzy, które daje efekt rodem z gry komputerowej. Najgorsze jednak, że przy tym wyprasowanym obliczu pozostaje sylwetka siedemdziesięciolatka, więc w rezultacie dostajemy nieco groteskową sklejkę, która mnie momentami bardzo wybijała z rytmu i niszczyła wiarygodność świata przedstawionego.
Jednak po pierwszym szoku można się przyzwyczaić, a i sama historia nabiera stopniowo rumieńców i jest już idealnie przyrumieniona, kiedy na ekranie pojawia się Al Pacino jako Jimmy Hoffa. Wtedy zaczyna się prawdziwa magia. Postacie ożywają, relacje wciągają i wiesz, że masz do czynienia z przemyślanym, dojrzałym, wielowarstwowym kinem, takim który wymaga skupienia, cierpliwości i wiary w reżysera, ale się za to odwdzięcza, zwłaszcza w idealnym trzecim akcie, gdzie królują napięcie i emocje.
Dlatego ten film szczerze polecam. Jednak sama przed sobą muszę przyznać, że przed ekran przyciągnął mnie przede wszystkim sentyment. Gdyby nie ten konkretny reżyser i nazwiska aktorów, które towarzyszą mi przez całe moje kinowe życie, być może moja ocena nie byłaby tak entuzjastyczna.
(Ala Cieślewicz)
Reż. Martin Scorsese
Ocena: 7/10