Recenzja filmowa: Moje córki krowy - Reporter-24.pl
Wiadomości
wszystkie

Recenzja filmowa: Moje córki krowy

Dzisiaj zapraszamy na film polski w reżyserii Kingi Dębskiej. „Moje córki krowy” weszły na ekrany kin 8 stycznia 2016 roku.

To miłe, chociaż dość rzadkie uczucie, kiedy wychodzę usatysfakcjonowana z kina po obejrzeniu polskiego filmu. Tym bardziej, że temat jest raczej drażliwy i niejeden utytułowany twórca się już na nim przejechał. Chodzi mianowicie o chorobę w rodzinie i to, jak ten fakt wpływa na jej członków. Na pierwszym planie są dwie siostry, jedna jest gwiazdą telewizji, druga nauczycielką, więc wydaje się, że nie mają ze sobą dużo wspólnego. Będą zmuszone jednak jakoś ułożyć swoje relacje, gdy poważnie zachorują im rodzice.

Takich filmów było już bez liku i raczej niemożliwe jest, by coś nowego w tym temacie nakręcić. Reżyserka Kinga Dębska na szczęście doskonale zdaje sobie z tego sprawę. Udało jej się osiągnąć złoty środek. Film zdecydowanie nie jest dołujący, tak więc proszę nie spodziewać się rozdzierania szat i dramatycznych motywów muzycznych. Z drugiej strony nie jest na siłę podnoszący na duchu, bohaterowie nie doznają nagłego olśnienia, ani nie zgłębiają tajemnic życia. Dla mnie to wielka ulga, bo nie ma nic gorszego niż „uchachany” film o umieraniu, który nieudolnie próbuje nas przekonać, że w gruncie rzeczy rak to najlepsze co mogło nam się przytrafić.

„Moje córki krowy” umiejętnie omijają czyhające pułapki gatunkowe, idealnie równoważąc humor i dramat. Jest się z czego śmiać i nad czym płakać, ale zawsze z klasą i subtelnie, używając uniwersalnego języka, a nie wydumanych metafor artystycznych. (Nic dziwnego, że film dostał nagrodę publiczności na festiwalu w Gdyni)

Osobny temat to obsada, wymarzona na naszym fabularnym podwórku. W rolach córek: doskonałe Agata Kulesza i Gabriela Muskała. W roli ojca można podziwiać Mariana Dziędziela. W tle małomówny, ale będący przysłowiową wisienką na torcie Marcin Dorociński.

(Ala Cieślewicz)

reż. Kinga Dębska