Recenzja filmowa: Niebezpieczni dżentelmeni (PLAKAT) - Reporter-24.pl
Wiadomości
wszystkie

Recenzja filmowa: Niebezpieczni dżentelmeni (PLAKAT)

Recenzja również na: mediakrytyk.pl

Nasze poprzednie recenzje alfabetycznie

Plakat i informacje o filmie

 

Ten film powinien zbierać oklaski już za sam temat, jaki podejmuje. Czegoś tak ciekawego nie było w naszym rodzimy kinie od bardzo dawna. Rzecz się dzieje w Zakopanem w maju 1914 roku, kiedy rankiem po mocno zakrapianej imprezie w domu Witkacego, gospodarz oraz trójka jego znakomitych gości; Joseph Conrad, Bronisław Malinowski i Tadeusz Żeleński (jeszcze nie Boy) odkrywają zwłoki. Panowie starają się odtworzyć wypadki minionej nocy, rozwikłać zagadkę morderstwa i uniknąć szubienicy.

Punkt wyjściowy jest więc wielce obiecujący i daje nadzieję na prawdziwą filmową ucztę. I trzeba przyznać, że w większości się z tego wywiązuje. Parę razy jednak czuć, że niektóre kwestie, zwłaszcza te o zabarwieniu humorystycznym, dobrze wyglądały na papierze, ale już wygłaszane przez aktorów straciły swoją siłę oddziaływania. Momentami miałam też problem z tonem narracji. Większość wydarzeń i interakcji prezentuje się nam z dużym przymrużeniem oka, a  i część postaci jest pod to odpowiednio „przeszarżowana”, jak choćby Lenin, czy Piłsudski. Parę razy jednak reżyser uderza w poważne tony, co samo w sobie nie jest złe, jednak gdy te dwie odmienne koncepcje zderzają się w jednej scenie, to wychodzi galimatias. Na parę scen też zwyczajnie zabrakło pomysłu, przez co w drugim akcie wkrada się monotonia, zwłaszcza że niektóre postaci historyczne, jak np. Zofia Nałkowska zostały wprowadzona tylko po to, by je „odhaczyć”, bo nic nie wnoszą do fabuły.

Ale to  nie zmienia faktu, że przyjemnie się ogląda taką obsadę w akcji, przede wszystkim gdy w jednej scenie można podziwiać Dorocińskiego, Mecwaldowskiego, Kota i Seweryna. Nie widać też biedy realizacyjnej; scenografia i kostiumy są bez zarzutu, a samo Zakopane prezentuje się wyśmienicie, bo twórcy nie skąpią nam szerokich, żywych i interesująco skompilowanych planów. I mimo że scenariuszowo można było wycisnąć z tej historii więcej, to i tak bardzo jestem reżyserowi wdzięczna, że z naszej bogatej historii wyciągnął coś innego niż martyrologię. W końcu Polacy pod zaborami nie tylko planowali kolejne powstania, ale też zwyczajnie się bawili. Może będzie to sygnał dla innych reżyserów, żeby w swoich filmowych planach sięgali wstecz dalej niż do II wojny światowej.

(Ala Cieślewicz)

reż. Maciej Kawalski

Ocena: 6/10