Recenzja filmowa: Święta inaczej (PLAKAT) - Reporter-24.pl
Wiadomości
wszystkie

Recenzja filmowa: Święta inaczej (PLAKAT)

Recenzja również na: mediakrytyk.pl

Nasze poprzednie recenzje alfabetycznie

Plakat i informacje o filmie

Miało być niby inaczej, a wyszło jak zawsze, a nawet gorzej, bo człowiek dał się nabrać. Ten film to koncert zmarnowanych szans. Bo rzeczywiście nie idziemy utartymi szlakami rozświetlonej, pokrytej sztucznym śniegiem Warszawy, gdzie na każdym kroku atakuje nas reklama biżuterii. Co jednak z tego, skoro alternatywa wcale nie jest lepsza?

A zaczyna się całkiem przyzwoicie. Oto nasza główna bohaterka Ewa na dzień przed Wigilią dowiaduje się, że mąż ją zdradza już od pewnego czasu, a dzieci, dla których tyrała po nocach, przygotowując perfekcyjne święta, generalnie mają to gdzieś. Ewa rzuca wszystko i wsiada do przypadkowego pociągu, po czym splotem kolejnych przypadków trafia do domu nowo poznanego mężczyzny. I w tym momencie film, któremu do tej pory poza koszmarnymi dialogami nie mogłam za dużo zarzucić, wywala się na pysk. Tak mu spieszno oddalić się od schematów komedii około świątecznych, że zapomina, że ma tu jeszcze jakąś historię do opowiedzenia.

Dom jest stary i zapuszczony, więc zdaniem twórców to idealna okazja do nawiązania do Stephena Kinga. Oczywiście bez subtelności, motywem z identycznie ubranymi dziewczynkami trzeba walnąć widza z pięć razy po oczach, żeby broń Boże nie przegapił, że my tu cytujemy klasyków! I naprawdę nie mam nic przeciwko zabawie konwencją, problem w tym, że to niczemu nie służy i absolutnie nic z tego nie wynika. Historia stoi w tym czasie w miejscu, bohaterowie też. Może zamiast w udawanym przerażeniu ganiać z siekierą po lesie, warto byłoby zainwestować kilka scen w budowanie relacji między tymi ludźmi, którym na końcu tak czy siak każe się usiąść przy wspólnym wigilijnym stole. A naprawdę trudno w tym momencie uwierzyć, że się lubią, albo chociaż znają.

Takiego bałaganu narracyjnego dawno nie widziałam, jednak to co najbardziej w moich oczach dyskredytuje ten film, to fakt, że jest przerażająco dołujący. Oświetleniowiec najwyraźniej nie dotarł na plan, więc co drugi kadr, bez względu na lokację, jest nienaturalnie zaciemniony. Smętni są bohaterowie i smętne są dialogi. Bardzo mi szkoda nieopatrzonych i utalentowanych aktorów i zmarnowanego potencjału, który gdzieś się tam czaił. Jeśli tak ma wyglądać antidotum na kolejne „Listy do M.” to ja podziękuję.

(Ala Cieślewicz)

Reż. Patrick Yoka

Ocena: 4/10