Recenzja filmowa: Szczęścia chodzą parami (PLAKAT) - Reporter-24.pl
Wiadomości
wszystkie

Recenzja filmowa: Szczęścia chodzą parami (PLAKAT)

Recenzja również na: mediakrytyk.pl

Nasze poprzednie recenzje alfabetycznie

Informacje i plakat

„Porzućcie wszelką nadzieję, wy, którzy [tu] wchodzicie.” – to słynne zdanie z „Boskiej komedii” Dantego powinno wisieć nad wejściem do sali kinowej, w której wyświetlana jest polska komedia romantyczna. Ja do masochistów nie należę, więc generalnie omijam ten gatunek. Co kilka lat jednak łamię zasady i wybieram się z premedytacją na najnowszy wyrób filmopodobny, żeby oszacować na jakim etapie ewolucji znajdują się polskie rom- komy. Czyżby coś drgnęło w dobrą stronę? Zawsze może mnie przecież spotkać miła niespodzianka. Jednak nie tym razem.

Ale zacznę niestandardowo od pozytywów, a właściwie od jednego. Chodzi o parę głównych bohaterów i grających ją aktorów. Bez cienia ironii stwierdzam, że wypadają dobrze i wyciągają z niebytu każdą scenę, w której występują. Weronika Książkiewicz gra projektantkę sprzętów wszelakich, chociaż najbardziej lubuje się w samochodach. Pewna siebie, wesoła i zachowująca się adekwatnie do swojego wieku, co jest zjawiskiem w tym gatunku niemal niespotykanym. Michał Żurawski to terapeuta par, który wiecznie popada w kłopoty sercowe, ale przy tym poczciwina, którego nie sposób nie lubić. Jest między nimi chemia, chce się ich oglądać i im kibicować. Tylko za bardzo nie ma w czym.

Znowu zamiast spójnej historii mamy ciąg byle jak zlepionych scen, poprzeplatanych wypychaczami wątpliwej jakości, żeby tylko rozciągnąć fabułę do standardowych 90 minut. Słowo daję, wprowadzono wątek starej kanapy po to tylko, by się rozkraczyła, a na pierwszy plan mogła wjechać strona internetowa znanej firmy meblarskiej, sponsora filmu. Najgorszy jest jednak humor. Chyba następnym razem wybiorę się na polską komedię romantyczną, kiedy twórcom znudzą się seksistowskie kawały z brodą (co może oczywiście oznaczać, że nie wybiorę się już nigdy). Zupełnie jakby koś wziął scenariusz, w którym tu i ówdzie czaił się potencjał i starannie wymazał najmniejsze oznaki kreatywności i dobrego smaku. Miło było zobaczyć Piotra Machalicę, szkoda tylko że jedynie w dwóch scenach. Za to zdecydowanie za dużo jest Antka Królikowskiego, który ma tu chyba błyszczeć humorem, a zwyczajnie irytuje oraz lecącego na autopilocie Tomasza Karolaka.

To może nie jest przykład najcięższego, paździerzowego kalibru z rymowanym tytułem, peanami na cześć parówek i Barbarą Kurdej-Szatan w roli głównej. Ale i tak nie warto.

(Ala Cieślewicz)

Reż. Bartosz Prokopowicz

Ocena: 4/10