Uwaga wywiad: dzisiaj Kuba Sokołowski - Reporter-24.pl
Wiadomości
wszystkie

Uwaga wywiad: dzisiaj Kuba Sokołowski

Roch Siciński: Co to jest MAQ?

Kuba Sokołowski: Generalnie MAQ (Magnolia Acoustic Quartet) to przygoda, która zaczęła się na uniwerku. Poznałem kontrabasistę Mateusza Dobosza i jego brata, Patryka - perkusistę. Pierwszy rok graliśmy w stricte jazzowym trio, które nie wykraczało poza granice mainstreamu. Etap z mainstreamem oczywiście być musiał. Po roku wspólnego grania pojawił się saksofonista Szymon Nidzworski. Zupełnie spontanicznie powstała inicjatywa zagrania jednego koncertu charytatywnego wspólnie na naszym uniwersytecie. Zdecydowaliśmy się zagrać kompozycje naszego tria w kwartecie, z Szymonem w składzie. Po tym gigu Szymon zaproponował stałą współpracę. Po pół roku wspólnego grania wybraliśmy się na Jazz Juniors...

RS: ...i tu już nie było mainstreamu

KS: tak, tutaj już graliśmy odważniej – na szczęście. Otrzymaliśmy w Krakowie 2 nagrodę. Niestety mimo, że zostaliśmy lauretami, to jakieś wewnętrzne niesnaski, spięcia personalne skłoniły nas do przerwy. Później udało się jednak wrócić do gry. Szymon wziął na siebie sprawy marketingowe, a ja byłem mózgiem jeśli chodzi o muzykę. Muzycznie jestem więc liderem, tyle że demokratycznym. Przynoszę gotowy materiał i pomysł jak to wszystko ma brzmieć, a zawsze w końcowej fazie w grę wchodzi oczywiście głos wszystkich.
 

RS: Reszta składu nie była tak mocno zarażona jazzem prawda? Ty natomiast już idąc do akademii chciałeś grać jazz. Nie dostałeś sie do Katowic i trafiłeś na uniwersytet w Warszawie.

KS: Tak, od dawna wiedziałem czego chcę. Wycieczkę do Katowic odradzali mi pianiści tacy jak Leszek Możdżer, czy Włodek Pawlik, ale ja musiałem sie sam sparzyć. Co do reszty składu, to Patryk siedział w jazzie. Gdy go poznałem miał 16 lat i już grał mainstream na bardzo dobrym poziomie. Zawsze był otwarty na różne podgatunki jazzowe, od grania fusion w stylu Weather Report, po mocne free. Szymon i Mateusz dysponowali świetną barwą i fantastycznie sprawowali się w muzyce klasycznej. Szymon wielbił i wielbi nadal dźwięki ECM i Garbarka, dopiero później zaczął interesować się późnym Coltranem, Dolphym. I to była moja rola. Pokazywałem im wszystko co najlepsze, starając się zarazem prezentować te nagrania z perspektywy muzyki, która także wywodzi się z klasyki. Nie mogłem mówić z perspektywy free jazzu, tylko z perspektywy muzyki współczesnej. To są muzycy postrzegający free nie od Coltrane’a i Aylera czy nawet Monka i Byarda. Ich odbiór free skłania bardziej do traktowania instrumentu sposób w jaki traktuje się go w muzyce współczesnej. Słuchaliśmy więc nagrań jazzowych, np. Monka i słyszeliśmy w nich nie Monka w próżni, bez żadnych wpływów, tylko całą spuściznę Schonberga, Bartoka czy pianistów szkoły rosyjskiej. Mimo, że była to czysta muzyka jazzowa, to wyciągaliśmy z niej choćby właśnie inspirację muzyką dodekafoniczną. Słuchaliśmy Dolphego odnosząc sie do systemów które stosował Strawiński itd., itd.  W ten sposób chłopaki zaczęli się w to wciągać.
 

RS: Magnolia to Twój bezkompromisowy priorytet prawda?

KS: Tak, zdecydowanie. Reszta jest bardziej zapracowana (uśmiech). Patryk Dobosz ma swój krakowski High Definition, Szymon studiuje muzykę klasyczną w paryskim konserwatorium, u jednego z najlepszych profesorów klas saksofonu Jean Yves Fourmeau, poza tym pisze muzykę na swój autorski oktet i wkłada w niego wpływy ECM. Mateusz jest etatowym kontrabasistą w Sinfonia Iuventus. A ja jestem już 3 lata nakierowany głównie na Magnolię, moja głowa i moje serce są skierowane właśnie w tę stronę. Mimo, że były różne, krótkoterminowe przygody i grania z bardziej doświadczonymi muzykami jak choćby w Chain Quartet z Wacławem Zimplem, Wojciechem Traczykiem i Robertem Raszem, to cały czas MAQ jest priorytetem. Uczę w szkołach improwizacji. Pracuję z dzieciakami. Przyczyna jest taka, że ja ogólnie jestem dość bezkompromisowy i nie mam ochoty chałturzyć jak większość, tylko grać to z czym czuję się prawdziwie dobrze, a żyć z tego że staram się przekazywać dzieciakom coś wartościowego. One przecież nie mają okazji się z tym spotkać w przytłaczającej większości szkół muzycznych.
 


(fot. Piotr Gruchała)

RS: Widzę, że to też trochę niebezpieczne zajęcie, co się stało z Twoim nosem!?

KS: Niestety okazało się, że i taki zawód bywa niebezpieczny (śmiech). Nos został skasowany podczas ostatnich zajęć kiedy rysowałem graficzną partyturę dla dzieciaków na dość masywnej tablicy, która postanowiła zsunąć się właśnie na mój nos. Sztuka wymaga poświęceń (śmiech).
 

RS: Skoro jesteśmy przy edukacji, powiedz jak wpłynęło Twoje wykształcenie na to, jakim jesteś jazzmanem, jak odbija się na MAQ. Poza podstawą warsztatową, o czym wspominają zawsze absolwenci, to co takiego dał Ci wydział klasyczny, czego nie dostałbyś w Katowicach kształcąc się na wydziale jazzowym?

KS: To co mi dała uczelnia klasyczna, to to że potrafię odkręcać sobie w głowie śrubki. To znaczy – jeżeli ktoś rzuca hasło 'jazz', to ja nie myślę perspektywą 'jazz – Duke Ellington i drzwi się zamykają'. Ja myślę tą perspektywą, którą myśli obecnie świat. Mimo, że w Nowym Jorku nie ma takiego boomu jaki dział się w latach 50-tych, to w perspektywie całego globu, tam ciągle jest grubo. Trendy, które panują obecnie na nowojorskiej scenie, czy na chicagowskiej scenie (jedna i druga jest inna – każda niezwykle fascynująca) docierają do nas z opóźnieniem, a z jeszcze większym opóźnieniem do adeptów szkół jazzowych w Polsce. Zanim student z Katowic czy Bednarskiej dowie się np. o panu nazwiskiem Tim Berne albo pani Mary Halvorson, minie tyle czasu, że oni zdążą wydać po dziesięć płyt, a tam za oceanem już pojawią się kolejni i kolejni. Natomiast dzięki temu, że docieram do nowości także przez muzykę współczesną mogę ich wcześniej zobaczyć, bo jednak oni bardzo często pojawiają się na współczesnej scenie i środowisko muzyki współczesnej również się nimi interesuje.
 

RS: ...na podobnej zasadzie muzyk studiujący na przykład w Institute of Jazz Studies na Rutgers University w Newark szybciej dowie się o Marcinie Maseckim z perspektywy muzyki współczesnej niż jazzowej tak?

KS: Idealne porównanie. Nie oszukujmy się – nie do wszystkich muzyków jazzowych w Polsce dociera to, że za oceanem jest taki Tyshawn Sorey, który robi rzeczy przełomowe. Przez to jeśli ktoś zaczyna u nas – na tle tego całego wtórnego starszego jazzu – grać podobną muzę np. do Soreya – wydaje się być nowatorski. Prawda jest taka, że to przecież wcale nowe nie jest. Tak więc z jednej strony nasza płyta z gościnnym udziałem Maćka Obary i Tomka Dąbrowskiego zawiera troche hard-bopu, sporo free, ale to nadal bardzo jazzowy materiał, a z drugiej strony na płycie zarejestrowanej w sierpniu jest jazz w tym szerokim worze, do którego wrzuciliśmy to co się dzieje na muzycznych scenach, cały zwariowany M-Base, to co robi w tym momencie Steve Lehman, inspiracje muzyką współczesną itd, itd. Dlatego też Magnolia Acoustic Quartet różni się od innych formacji młodych jazzmanów, właśnie ze względu na to otwarcie się na muzykę współczesną i współczesność w innych gatunkach, co jak sądzę w pewnym stopniu dały nam studia na wydziałach klasycznych.
 

RS: Tym sposobem jeszcze bardziej zawężacie sobie publikę. Dla przeciętnego 'uczestnika kultury' to już jest strasznie trudna sztuka. Znam Twoje podejście do muzyki, znam też frekwencję na koncertach grup grających podobnie wymagającą muzykę. Pytam z powodu realistycznego spojrzenia na świat – czy myśleliście o popycie na taki materiał?

KS: W Europie jest bardzo dużo ośrodków, festiwali, klubów, miejsc gdzie gra się muzykę współczesną , alternatywną itp. Wiadomo, że odbiorcy takich klimatów w perspektywie całej populacji to ułamek procenta, ale uwierz, że ich i tak jest dużo. W samych Niemczech jest około 60-ciu festiwali z muzyką współczesną – to jest kurewsko dużo! Jeżeli tam też są kluby gdzie się gra 'trudny' jazz za niemałe pieniądze, a te miejsca zarabiają na siebie to znaczy, że ludzie przychodzą. Wiesz, nam nie chodzi o to, żeby nasza twórczość podobała się tym, co słuchając Monka pytają – co to za 'piosenka', dlaczego 'on tam tak puka' albo 'czemu tam nikt nie śpiewa'. Jesteśmy świadomi, że potencjalni odbiorcy naszej muzy to grupa bardzo wąska, ale jesteśmy też świadomi, że ta grupa jest. Według tego co w ostatnim wywiadzie dla TVP Kultura powiedział minister kultury; w Polsce jest 3% odbiorców kultury ambitnej, a w Niemchech 25%. Zobacz, mimo to Opera Narodowa jest codziennie zapchana po brzegi. Choć oczywiście rodzi się pytanie ile z tych osób zakupiło bilet w kasie, a ilu panów prezesów dostało zaproszenia i od strony artystycznej nie mają pojęcia co tam robią, ilu kocha sztukę, a ilu snobizm...
 

RS: Rzeczywiście mówi się, że jeśli zapytasz jakieś środowisko posiadające wysoki status społeczny - nie wiem, chociażby reżyserów - jakiej muzyki słuchają, to dla 'prestiżu' większość powie, że jazzu albo klasyki. Gorzej jednak jeśli tych spośród nich, którzy słuchają jazzu spytasz kim był Coltrane. Wtedy jest problem.

KS: Możesz spytać też ludzi chodzących tutaj po pl. Trzech Krzyży i ciężko będzie Ci trafić na kogoś kto wie kim był John. Natomiast zrobisz test w Kolonii w Niemczech i uwierz, że napotkani tam ludzie będą to wiedzieć.
 

RS: Nie wiem jak jest w Kolonii, ale tutaj prawdopodobnie masz rację. Niestety mnie to nie dziwi, ale spróbować można. Idziemy?

KS: Jasne.
 

(z pięciu spytanych przechodniów nikt nie wiedział kto to był John Coltrane...)
 


(fot. Piotr Gruchała)
 

KS: Tak samo byłoby z pytaniem o jakiegoś znanego reżysera, weźmy za przykład Wojtka Smażowskiego. Nawet jeśli był promowany w mediach, mówiło się o nim w radiu i telewizji, czy też wisiały plakaty jego filmu, choćby "Dom Zły" to i tak Wojtek Smażowski jest anonimowy dla przeciętnego Polaka. A skoro on jest anonimowy, to co dopiero Mikołaj Trzaska, który tak genialną muzykę do tego filmu napisał. Jak to powiedział Zygmunt Bauman – żyjemy w świecie płynnej kultury. Jesteśmy wszystkożercami i my dwaj również temu ulegamy. Pisząc kompozycje dla Magnolii jestem tego świadomy. Nie mam z tym żadnego problemu.
 

RS: MAQ jest obecnie w bardzo płodnym okresie. Jesteście po pierwszej płycie, ale dopiero teraz czeka nas mocne uderzenie z Waszej strony, o którym już co nieco wspomniałeś.

KS: Tak, nasz pierwszy album został wydany przez Uniwersytet Muzyczny w Warszawie jeszcze jak byliśmy studentami w ramach stypendium banku Societe Generale. To było zwykłe, choć jak uważam bardzo dobre portfolio. Tam wszystko zostało zagrane w różnych stylach – to była bardzo dobra reklamówka na konkursy czy festiwale. Mogliśmy pozwolić sobie na tę różnorodność właśnie dzięki temu, że płyta nie ukazała się pod żadnym konkretnym labelem. Tym razem już startujemy pod znaczkiem wytwórni For Tune. Nagraliśmy dwa materiały 'live'. Pierwszy jaki się ukaże nagrany został w 2011 roku. Jest to zapis koncertu kończącego trasę z gościnnym udziałem Tomka Dąbrowskiego i Maćka Obary. To już album ukierunkowany, bardzo skonsolidowany muzycznie. Tak jak wspomniałem, jest to nagranie mocno jazzowe. Natomiast kolejny krążek zarejestrowany został w sierpniu we wrocławskim Centrum Kultury Agora. Tutaj już nasz czysty kwartet, bez gości i muzyka pojmowana w szerszym charakterze, indywidualnym języku – muzyka improwizowana mówiąc wprost.
 

RS: Nie przywiązujecie się do konkretnych ram, czy szufladek, kolejna płyta może czekać za jakimś kolejnym dużym muzycznym zakrętem. Nie znasz jeszcze konkretnych dat ukazania się albumów o których mówimy. Wiemy tylko tyle, że to już całkiem niebawem. Wiem, że w sklepach nie znajdziemy też Waszego debiutu, choć podobno można go otrzymać za darmo. To prawda?

KS: Tak! Wystarczy udać się do Biura Promocji Uniwersytetu Muzycznego w Warszawie i tam nasz debiut można dostać za darmo. Jeśli tam już egzemplarze się wyczerpały to oczywiście można zgłosić się do nas.
 

RS: W takim razie czekamy na nowe pozycje niecierpliwie, czekamy także na koncerty MAQ i nowe wieści od Was. Dzięki za rozmowę.

KS: Dzięki również!
 

(Roch Siciński)
(fot. Piotr Gruchała)