Wiadomości
wszystkieRecenzja filmowa: Gra o wszystko
Film miał swoją światową premierę 8 września 2017 roku, w polskich kinach pojawił się 5 stycznia 2018 roku.
Zobacz też: mediakrytyk.pl
Nasze poprzednie recenzje alfabetycznie
Prawdziwa historia Molly Bloom, która organizowała nielegalne rozgrywki pokera dla najbogatszych ludzi na świecie, do czasu, gdy do jej drzwi zapukało FBI. Film określany jest jako żeńska wersja „Wilka z Wall Street”, moim zdaniem bardzo na wyrost.
Reżyserem jest wybitny scenarzysta Aaron Sorkin, który napisał między innymi „Ludzi honoru”, „Steve’a Jobsa” i jeden z moich ukochanych seriali „Newsroom”. Jego teksty opierają się na błyskotliwych dialogach, barwnych anegdotach i nietuzinkowych monologach, czyli jednym słowem… na słowie. I zazwyczaj przekazuje on swój tekst w sprawne reżyserskie ręce, które wiedzą dokładnie jak ten scenariuszowy słowotok okiełznać i stworzyć do niego atrakcyjne obrazy. Tym razem jednak scenarzysta postanowił sam stanąć za kamerą. I od razu czuć, że mamy do czynienia z autorem zakochanym w swoim dziele do tego stopnia, że nie chce uronić ani przecinka.
Wnikamy więc w świat wielkiego hazardu, gdzie stawki w jednym rozdaniu osiągają miliony dolarów. Każdy element gry jest nam szczegółowo wyjaśniany po najmniejszy niuans, szeroko charakteryzowane postacie pojawiają się i znikają, a naszej bohaterce buzia też się nie zamyka, nawet kiedy śpi, bo oczywiście mamy również komentarz spoza kadru. Zupełnie jakby reżyser uważał, że czas w którym nikt nie mówi, jest czasem straconym. A przecież to nie tak funkcjonuje. Oczywiście każdy, kto się odezwie jest elokwentny, zabawny i głęboki w swych przemyśleniach. Do tego wszystko zapodane jest w tempie karabinu maszynowego, bo film ma dość wartką akcję. A jednak trochę tego za dużo, jazda stale na najwyższym biegu w końcu też staje się monotonna. Powtarzając co chwilę te same narracyjne chwyty reżyser trochę męczy widza, zalewając go informacjami i nie dając czasu, by je przetrawić.
Dobrze, że są świetni aktorzy, tacy jak Jessica Chastain i Idris Elba, którzy nie zmieniają się w gadające głowy z kółka dyskusyjnego, lecz wzbogacają swoich bohaterów o dodatkowy wymiar. Ich interakcja jest najlepsza w tym filmie. Sama historia, chociaż przegadana, również jest ciekawa, pokazuje jak sprytna i zaradna kobieta wspięła się na szczyt bez niczyjej pomocy. Ja pod koniec seansu odczuwałam już lekkie znużenie od nieprzerwanego potoku informacji i braku niedopowiedzeń, tak czasami potrzebnych w kinie. Jednak Aaron Sorkin może uznać swój debiut reżyserski za całkiem udany i gdy z czasem nabierze dystansu do własnej twórczości, będzie tylko lepiej.
(Ala Cieślewicz)
Reżyser: Aaron Sorkin
Ocena: 6/10