Roch Siciński: "Zabawa w słuchanie muzyki" - Reporter-24.pl
Wiadomości
wszystkie

Roch Siciński: "Zabawa w słuchanie muzyki"

Miewam wrażenie, że wszyscy słuchamy muzyki hurtowo. Każdy słucha wszystkiego i tak naprawdę wszędzie. Czasem ciężko uciec przed muzyką, nawet jeśli tego chcemy,€“ dźwięki snują się w kawiarni, w sklepie, w taksówce, zdarza się, że na stokach narciarskich, czy na plaży. Dzisiaj ciężko nawet znaleźć kogoś, kto nie przesłuchał (mniej lub bardziej świadomie) setek godzin nagrań.

Jeśli jednak na tapetę weźmiemy potencjalnego fana muzyki jazzowej i improwizowanej, któremu przez uszy przepłynęły tysiące albumów, to zabawa w słuchanie znacznie zmienia swoje zasady, różniąc się od tej, w którą gra zwykły muzyczny  małoświadomy śmiertelnik. O co w niej chodzi? Każdemu o coś innego.

W pewnym momencie wielu z nas wpada w pułapkę i zaczynamy słuchać muzyki,€“ szukając czy też oczekując od niej czegoś nowego. Kiedy myślę o muzyce granej akustycznie, to wyobrażam sobie jak ciężko o coś pionierskiego w XXI wieku. Niemal na każdej z tysięcy płyt,€“ przesłuchanych przez naszego potencjalnego świra jazzowego, słychać, dajmy na to, perkusistę. Jak zatem wielkim szokiem jest usłyszeć kogoś, kto nagle gra inaczej, niż wszyscy usłyszeni do tej pory! Mimo iż,€“ nie tak rzadko,€“ sztuka (nie tylko muzyka) zawęża się do negowania wszystkiego dookoła, do poszukiwania czegoś innego, wyróżniającego (pomijam problem poszukiwań naturalnych i tych przeprowadzanych na siłę). Załóżmy jednak, że nasze poszukiwania raz na jakiś czas się powiodą -€“ jest! Znaleźliśmy coś inspirującego nas na nowo! Kiedy już to usłyszymy, chcemy to poznać, zgłębić na tyle, aby stało się nam doskonale znane. Prawda, że bez sensu?

Uwielbiam ten proces i często zastanawiam się, jak muzycy dochodzą do stworzenia swojego odrębnego języka. Nie ma co ukrywać, że najzwyczajniej w świecie muszą się z tym rodzić. Rodzą się ze skłonnością do poszukiwania czegoś innego, czegoś nowego, do nietypowych zabiegów,  fuzji i wyborów - ogólnie mówiąc. Jest też ten promil artystów, którzy rodzą się z gotową, odrębną wizją muzyczną i nie muszą specjalnie jej szukać. Przykładów można podać kilka, choć nie za dużo. Zatrzymując się jednak na polskim podwórku, fascynujące jest śledzenie takiego języka, który potrafi przez całe artystyczne życie ewoluować, czy takiego, który pojawia się nagle i nie zmienia aż do ostatniego dźwięku w karierze. Jest on jednak odrębny, indywidualny i niepowtarzalny. Jak to było ze „swingiem"€œ zapomnianego już chyba bębniarza Władysława Jagiełły, stale ewoluującą stylistyką pianisty Marcina Maseckiego, czy zmysłem lidera, kompozytora oraz trębacza -€“ Piotra Damasiewicza, indywidualnym muzycznym światem,€“ pełnym niezwykłych barw -€“ kontrabasisty Ksawerego Wójcińskiego, intuicją trębacza i kompozytora Tomasza Stańki, czy pazurem własnej fuzji gitarzysty Raphaela Rogińskiego…

Te bardzo indywidualne, niedające się zmierzyć cechy saksofonisty Tomasza Szukalskiego, definiujące jego grę w każdej stylistyce jaką poruszał, dokładnie obrazują to, o czym chcę tu napisać. Jednak posługiwanie się przykładami może być zdradliwe, gdyż€“ jak już wspomniałem,€“ nie jest ich tak dużo. Bardzo indywidualny i inny język to coś jak szósta gwiazdka przy pięciostopniowej skali recenzji płyty, racjonalne więc, że nie może jej mieć każdy, nie może jej mieć większość, nie może mieć nawet tuzin muzyków w kraju€“ i dlatego pozostaje czymś niezwykłym. Mam wrażenie, że jest to w muzyce improwizowanej najciekawsze, a zarazem niezmierzalne, niedające się łatwo opisać czy scharakteryzować zjawisko. Już nazwiska, wymienione tu przeze mnie, dają sporo do namysłu i warto poświęcić dłuższą chwilę na przemyślenia…

Skąd się bierze ten indywidualizm!? Tak różne drogi wymienionych muzyków i brak wspólnego mianownika, nie dają mi spokoju. Szeroki horyzont jaki posiadła część wspomnianych artystów kończąc wiele szkół, w różnych klasach instrumentów, czy szersze spojrzenie zdobyte dzięki pełnieniu kilku ról jednocześnie, a może słuchanie tysięcy albumów, od których zacząłem ten krótki tekst? Nie wiem jak to się dzieje i pewnie nigdy wiedzieć nie będę. Mam przynajmniej taką nadzieję, bo dodaje to szczyptę tajemnicy do mojej własnej zabawy w słuchanie muzyki.

Czas na ostatni przykład. Osobą, która również posiada to niedające się zdefiniować coś, jest Gerard Lebik goszczący w tym miesiącu na okładce naszego miesięcznika. Ten improwizujący muzyk potrafi zagrać naprawdę wiele przeróżnych, niespodziewanych dźwięków. Ale nigdy nie może oderwać się od własnego, nietypowego języka. To skarb i tego szukamy, po to ja tak często włączam odtwarzacz, by słuchać muzyki. Dlatego październik witamy właśnie taką okładką!

Miłej lektury. http://www.radiojazz.fm/jazzpress/jazzpress1013

Roch Siciński
redaktor naczelny
magazynu JazzPRESS