Recenzja książki: Rekiny wojny - Guy Lawson. (Zapowiedź książki) - Reporter-24.pl
Wiadomości
wszystkie

Recenzja książki: Rekiny wojny - Guy Lawson. (Zapowiedź książki)

Z wydawnictwa Znak Literanova otrzymaliśmy przedpremierowy egzemplarz książki "Rekiny wojny". Poniżej zamieszczamy recenzję tej książki autorstwa Ali Cieślewicz. 19 sierpnia tego roku na ekrany kin wejdzie film pod tym samym tytułem, z którego recenzję też oczywiście zamieścimy.

Zobacz nasze recenzje filmowe:

Recenzje filmowe

Dla większości ludzi handel bronią występuje gdzieś na peryferiach świadomości, karmionej obrazkami serwowanymi przez Hollywood i kryminały szpiegowskie. Typowy handlarz bronią występuje, jako emerytowany wojskowy w odblaskowych okularach i z trzydniowym zarostem, który cedzi słowa przez zaciśnięte szczęki. Raczej nie postawilibyśmy na masażystę z przypadku, absolwenta ośmiu klas szkoły podstawowej, czy też dilera marihuany, zaczynających każdy dzień od porządnego skręta. A to właśnie oni, dwudziestoparoletni: Efraim Diveroli, David Packouz i Alex Podrizki stanowili trzon firmy AEY, która w 2007 roku wygrała oficjalny przetarg o wartości prawie 300 milionów dolarów, ogłoszony przez Departament Obrony USA na dostawę broni dla afgańskiej armii, od której zależały losy toczonej wojny. Jak to możliwe?

Na to pytanie próbuje odpowiedzieć dziennikarz Guy Lawson w swojej książce: „Rekiny wojny”. Oprócz fenomenu, jakim była kariera „kolesi” z Miami Beach na międzynarodowym rynku broni, autor objaśnia nam również zasady panujące w środowisku handlarzy tym specyficznym towarem. Okazuje się, że handlarz i przemytnik to przeważnie synonimy, a sprzedaż odbywa się za pomocą łańcuszka pośredników o wątpliwej reputacji, naliczających coraz większe marże. Zatrudniani przez nich lobbyści dbają o kontakty z wysoko postawionymi waszyngtońskimi dyplomatami, którzy w newralgicznych sytuacjach gotowi są wyciągnąć pomocną dłoń, (pod warunkiem, że w drugiej ściskają już łapówkę). Nie za bardzo pasują tu nasi niedojrzali i niewykwalifikowani kolesie, którzy nie zatrudniali w swojej firmie ani jednego prawnika, a atrybuty biznesmanów ograniczyli do lustrzanych okularów i srebrnych neseserów. Lawson z zacięciem doświadczonego dziennikarza sypie szczegółowo faktami, nazwiskami, datami i szerokościami geograficznymi. Jego opowieść nie zmienia się jednak w suchy raport. Może nie jest tak cudownym gawędziarzem jak Jordan Belfort, który w „Wilku z Wallstreet” potrafił soczyście i zajmująco opisywać notowania giełdowe, udaje mu się jednak przystępnie wyjaśnić czytelnikowi, co kryją w sobie poszczególne procedury, przepisy, czy numery seryjne. Nie zapomina przy tym o odpowiednim budowaniu napięcia i sporej dawce humoru przy wprowadzaniu kolejnych postaci. Dzięki temu w tym dość zawiłym labiryncie różnych powiązań, nie czujemy się zagubieni, lecz wciągnięci w ciekawą historię.

Lawson nie wybiela swoich młodych bohaterów, którzy dopuścili się wielu manipulacji, fałszerstw i wykroczeń. Jednak ostrze jego krytyki zdecydowanie wymierzone jest w rząd USA, który zrobił z chłopaków kozła ofiarnego. Zdziwieni będą ci, dla których „Pentagon” brzmi dumnie. Ten potężny urząd, odpowiedzialny za bezpieczeństwo nie tylko Amerykanów, jawi się tu momentami, jako dziecko we mgle, wydające sprzeczne przepisy i nieposiadające praktycznie żadnego systemu weryfikacji podwykonawców. Zanim afera z „kolesiami” wyszła na jaw, liczyły się tylko szybka realizacja i jak najniższa cena towaru, a procedury bezpieczeństwa pomijano tłumacząc to „wymogami operacyjnymi”. Autor używając sformułowań typu: „patologia”, czy nawet „burdel”, udowadnia, że afera z Miami Beach to nie wypadek przy pracy, lecz modelowy przykład tego, w jaki sposób broń trafia na front.

 Książka śmieszy i przeraża, a przede wszystkim wciąga. Mimo że z uśmiechem i niedowierzaniem śledzimy perypetie „kolesi” z Miami Beach, konkluzje są raczej smutne. Pomimo starań ONZ, płomiennych przemówień polityków i kandydatek do tytułu „Miss America”, mityczny i upragniony pokój na świecie nigdy nie zapanuje, bo zbyt wielu ludziom to się zwyczajnie nie opłaca.

(Ala Cieślewicz)