Kazimierz Nowak. Historia pewnego szaleństwa. Część pierwsza. (powtarzamy temat) - Reporter-24.pl
Wiadomości
wszystkie

Kazimierz Nowak. Historia pewnego szaleństwa. Część pierwsza. (powtarzamy temat)

Arykuł ukazał się na naszej stronie w 2016 roku

Chcemy Państwu przybliżyć postać człowieka niezwykłego, który dokonał w latach trzydziestych ubiegłego wieku czegoś, co i dzisiaj nie mieści nam się w głowie. Kazimierz Nowak nie jest osobą szerzej znaną, dlatego cieszymy się, że znalazła się grupa osób, których ta nietuzinkowa postać zafascynowała i którzy utworzyli min. stronę http://www.kazeknowak.pl/

Dzięki uprzejmości tych osób, które znajdziecie Państwo na stronie: http://www.kazeknowak.pl/o-nas/ również i my możemy opowiedzieć o Kazku Nowaku.

Dzisiaj piszemy o tym kim był i czego dokonał, oraz przedstawiamy jeden z jego reportaży. Kolejny odcinek wkrótce.

Kazimierz Nowak – podróżnik, dziennikarz i pionier polskiego reportażu.

Jest rok 1931. Międzywojenna Polska w czasach pogłębiającego się światowego kryzysu gospodarczo-politycznego. Kazimierz Nowak, poznański księgowy, od wielu lat bezrobotny, desperacko szuka środków na utrzymanie swojej żony – Kochanej Maryś – oraz dwójki małych dzieci. Wpada na szalony pomysł pokonania Afryki rowerem. Wyrusza praktycznie bez pieniędzy. Ma tylko aparat fotograficzny i pióro, którym kreśli reportaże z nadzieją na ich publikację.


 

W trakcie pięcioletniej przeprawy przez Czarny Ląd prawie umiera na Saharze, prawie zabija go malaria, prawie zjada go lew. Kazimierz jest jednak zawsze o to “prawie” lepszy. Poznajcie historię prawie największego Polaka – Kazka Nowaka
 
 
 
Z reportaży Kazka – o gorączce złota w Kongo

17 maja to Święto Wyzwolenia Narodowego Republiki Demokratycznej Kongo. Kazek oczywiście tam był, choć rzecz jasna dużo wcześniej i reportaż napisał. O złocie i Anglikach pisze Kazimierz Nowak…

 

Odbezpieczyłem karabin i oparłszy głowę na poduszeczce uszyczej ręką ukochanej osoby, oddałem się błogiemu wypoczynkowi…Lecz oto znów wyraźnie słychać ludzkie kroki, otwieram oczy. Dostrzegam ponad ogniskiem postać starca o siwej, krótkiej brodzie, białego człowieka! Strój nędzny, karabin przewieszony przez ramię, głowa nakryta szerokim kapeluszem. Zjawa czy widzenie?

– Dobry wieczór! – usłyszałem słowa wypowiedziane po francusku. Starzec siadł przy drugin, gorejącym ognisku. Niesamowity, niespodziewany gość zapatrzył się w płomienie ogniska. Twarz blada, policzki zapadnięte, w oczodołach pozbawione wyrazu oczy. Przystawiam czajnik do ognia, by w tę zimną noc poczęstować gościa herbatą, starzec w tym czasie wyjmuje z kieszeni brudną czerwoną chustkę, rozwiązuje węzeł, a jego oczy płoną nagle dziwnym ogniem. Długie, chude palce zaczynają przebierać wśród żółtych bryłek.

– Pepity…piasek…prawo, ale takie, że im tylko przyniosą miliony. A ja im nigdy nie pokażę, gdzie takich bryłek złota i dużo, dużo piasku złotego. Lata całe szukałem, znalazłem wodę, gdzie dużo złota, góry…a dziś już stary jestem, lecz umrę inaczej, a nie pokaże im, gdzie jest moje złoto. Niech sami je odnajdą…Anglicy! Ha…ha…ha…Kongo nasze…angielskie złoto!

Szaleńczy śmiech starca podniósł się ku górom dzikim, wrócił, echem i przepadł na pustkowiu.

*Cytowany fragment pochodzi z cyklu afrykańskich reportaży Kazimierza Nowaka.

Teksty i zdjęcia pochodzą ze strony: kazeknowak.pl