Wiadomości
wszystkie
Recenzja filmowa nr 619: Holland (PLAKAT)
Recenzja również na: mediakrytyk.pl
Nasze poprzednie recenzje alfabetycznie
Przy okazji ostatniego filmu zachwycałam się faktem, że dobrzy aktorzy dostali do zagrania materiał, godny ich talentu. Niestety dzisiaj wracam do bardziej utartego schematu, w którym kilkoro świetnych aktorów stara się jak może uratować bardzo przeciętny scenariusz.
Już od pierwszych scen wszystko tu krzyczy: THRILLER! Mamy malownicze miasteczko, w którym żyje nasza bohaterka Nancy z kochającym mężem oraz uroczym synkiem i oczywiście wszystko jest zbyt piękne, żeby było prawdziwe. Twórcy starają się zaszczepić w nas uczucie podejrzliwości z wdziękiem młota pneumatycznego. W dobrym thrillerze zwykle stopniowo podgrzewa się atmosferę, podsuwając widzowi okruchy informacji, z których w przełomowym i dramatycznym momencie utworzy się pełny obraz. W tym wypadku jednak twórcy ciągną nas w jedną stronę, żeby nagle z kapelusza wyciągnąć zupełnie inny niepodparty niczym twist. W teorii ma to niby wywołać szok. U mnie wywołało jedynie irytację, kiedy zdałam sobie sprawę, że zmarnowałam godzinę na kompletnie niepotrzebne podchody z bohaterami.
Łapię się za głowę, widząc ile jest w tym filmie niewykorzystanych szans. Mamy ciekawe, bardzo specyficzne miejsce akcji, które w ogóle nie jest wykorzystane. Serio, fabuła mogłaby się toczyć gdziekolwiek indziej. Mamy też dość mocny punkt kulminacyjny filmu, brak jednak pomysłu, jak do niego doprowadzić w niesztampowy sposób i co ważniejsze, jak go satysfakcjonująco zakończyć. I co boli najbardziej, mamy też świetnych aktorów, którzy tylko miotają się na ekranie. Najlepiej wypada Nikole Kidman, to już któraś z kolei jej rola „dobrej żony przy mężu” i muszę przyznać, że aktorka nigdy się nie powtarza. Również tutaj dobrze wciela się w bohaterkę, która jest zbyt impulsywna i wyciąga pochopne wnioski. Szkoda tylko, że za bardzo nie ma co robić, poza tym, że zakrada się do kolejnych pomieszczeń i prawie ją na tym przyłapują. Dzięki temu jednak twórcy mogą nadużywać swojego ulubionego chwytu, czyli sztucznie pompowanego napięcia, które w pewnym momencie przekracza granicę absurdu. O reszcie aktorów nie wspomnę, bo mi przykro. Nawet największe talenty nie są w stanie zalepić dziur scenariuszowych.
Nie jest tak źle, żeby nie dało się tego oglądać, ale przy zalewie tego typu produkcji, naprawdę szkoda czasu.
(Ala Cieślewicz)
Reż. Mimi Cave
Ocena: 5/10