Wiadomości
wszystkieRecenzja filmowa: Ministerstwo Niebezpiecznych Drani (PLAKAT)
Recenzja również na: mediakrytyk.pl
Nasze poprzednie recenzje alfabetycznie
Repertuar Kina "Sokół" w Tucholi: WRZESIEŃ 2024
Zabierając się za oglądanie tego filmu, nie wiedziałam kto jest odpowiedzialny za jego reżyserię. I po seansie trudno mi uwierzyć, że chodzi o Guya Ritchiego, którego raczej nie utożsamiam z tak bezpłciowym kinem.
W zarysie fabuła przedstawia się bardzo ciekawie, zwłaszcza, że jest oparta na faktach. Akcja filmu toczy się w 1942 roku i dotyczy stosunkowo niedawno odtajnionej „Operacji Postmaster.” Chodziło o tajną misję, podczas której grupa szpiegów miała zatopić statek odpowiedzialny za dostawy dla niemieckich łodzi podwodnych. Jako że owa operacja odbywała się na neutralnych hiszpańskich wodach, nie mogła być oficjalnie autoryzowana. Tym samym nasi bohaterowie musieli mieć się na baczności nie tylko przed nazistami, ale także przed sojusznikami, którzy mieli prawo ich aresztować.
Idealny punkt wyjściowy pod trzymające w napięciu kino przygodowe z gwiazdorską obsadą i pod batutą uznanego reżysera. I co? Ano nic. A raczej wielka nuda. Ostatni film Guya Ritchiego, który widziałam, czyli „Gra fortuny” nie przypadł mi do gustu, ale myślałam, że to po prostu wypadek przy pracy. Tymczasem „Ministerstwo...” cierpi dokładnie na taką samą przypadłość, co tamten film, czyli kompletny brak emocji. Bohaterowie są niezniszczalni, wymuskani i mało co robi na nich wrażenie. W żadnej minucie filmu nie czuć powagi sytuacji ani zagrożenia. A jak nie ma stawki, to trudno się przejmować. Nasi papierowi szpiedzy, których imion nie sposób spamiętać, przedzierają się przez chmary wrogów, nie targając sobie nawet włosów, a wojna na ekranie przypomina grę komputerową. Po drugiej stronie mamy bandę nierozgarniętych nazistów, którzy ruszają się jak mucha w smole i zawsze grzecznie czekają, aż przeciwnik strzeli pierwszy.
Ja naprawdę nie domagam się czystej prawdy historycznej na ekranie i nie oburzam się, gdy ktoś używa II wojny światowej jako podkładki pod kino przygodowe. Domagam się jednak prawdziwych emocji, poczucia zagrożenia lub czegokolwiek, co by mnie obchodziło na ekranie i było warte dwóch godzin mojego czasu. Aż żal patrzeć, jak tu marnują się aktorzy; Henry Cavill z piękną brodą, czy Til Schweiger, naczelny „Zły Niemiec” Hollywood, który nie ma tu nic do roboty. Wielka szkoda, że tak wspaniały pomysł na scenariusz, został zmarnowany na tak przeciętny film.
(Ala Cieślewicz)
Reż. Guy Ritchie
Ocena: 4/10