Wiadomości
wszystkie
Recenzja filmowa nr 649: Uwierz w Mikołaja 2 (PLAKAT)
Recenzja również na: mediakrytyk.pl
Nasze poprzednie recenzje alfabetycznie
Nasi rodzimi twórcy zdają sobie sprawę, że w okresie około świątecznym w kinach pojawi się niemała grupa sierot po „Listach do M.”, dlatego postanowili zagospodarować powstałą próżnię. Jeżeli chodzi o „Piernikowe serce” z Barbarą Kurdej -Szatan, to wymiękłam już na etapie trailera, którego nie dałam rady dokończyć. Wybrałam się więc na kontynuację „Uwierz w Mikołaja.” Co prawda część pierwszą pamiętam jako długą reklamę lokowanej tam herbaty, jednak tym razem pojawiło się światełko w tunelu. Okazuje się bowiem, że w przy scenariuszu części drugiej nie pracowała Ilona Łepkowska, co jest zawsze dobrą wiadomością.
Niestety wróciła ta sama reżyserka i zaserwowała nam powtórkę z niewesołej rozrywki. Narzekałam na oryginał, jednak tamten film w porównaniu z tym dziełem jest dramatem szekspirowskim. Przynajmniej miał fabułę. Bo już pal licho ten komputerowo wygenerowany śnieg, który na niczym nie osiada, albo fakt, że w każdej scenie panuje sztucznie pompowany entuzjazm jak w reklamie barszczu instant. Filmy świąteczne rządzą się swoimi prawami, mają podnosić na duchu i zapewnić atmosferę świąteczną. I z tego tytułu można im wiele wybaczyć, np. katastrofalne dialogi. Ten film nie oferuje jednak nic, poza niesamowitą biedą realizacyjną i scenariuszową.
Tu się nic nie dzieje, fabułę można sprowadzić do jednego wątku, który skupia się wokół chorej babci i zaginionej wnuczki. Dramaturgi nie stwierdzono, pomimo całej rzeszy występujących tu bohaterów. Niektórych aktorów ściągnięto tu tylko po to, żeby pojawili się na plakacie promocyjnym. Cezary Żak robi za statystę, tak samo zresztą jak Dorota Kolak. Więdłocha spaceruje po górach, a Pawlicki po raz kolejny odgrywa zapijaczonego degenerata, co jest, przyznaję, nawet śmieszne. Oczywiście niezamierzenie śmieszne. Nie mają tu żadnych wątków, ani mocy sprawczej.
Niewybaczalnym jest, że mając na ekranie takie legendy jak: Olgierd Łukaszewicz, Dorota Stalińska, Elżbieta Starostecka, Ewa Szykulska, Teresa Lipowska, czy Marta Lipińska nie daje im się nic do zagrania, tylko stawia się ich jako tło do śpiewających Golców. Nie było na nich pomysłu, tak jak na resztę obsady. Hitem jest dla mnie „wątek” zaręczonej pary, która próbuje uzgodnić swoje plany życiowe i na końcu stwierdza, że „pogadamy o tym po świętach”. Sam sobie widzu wymyśl co dalej, bo nam się najwyraźniej nie chce.
Wszystko to razem przypomina odcinek polskiej telenoweli nakręcony w pięć minut za pięć złotych. Lata świetlne od najsłabszej części „Listów do M”. Można to co najwyżej puścić kiedyś w tle do ubierania choinki, najlepiej z wyciszonym dźwiękiem.
(Ala Cieślewicz)
Reż. Anna Wieczur
Ocena: 3/10