Recenzja filmowa: Wigilijny show - Reporter-24.pl
Wiadomości
wszystkie

Recenzja filmowa: Wigilijny show

Recenzja również na: mediakrytyk.pl

Nasze poprzednie recenzje alfabetycznie

 

 

Boże Narodzenie to też „Opowieść wigilijna” Charlesa Dickensa, wydana w 1843 roku. To wspaniałe opowiadanie było już od czasów kina niemego wielokrotnie ekranizowane. Jeśli chodzi o klasyczne wersje, to moją ulubioną jest produkcja z 1999 roku z Patrickiem Stewartem w roli Scrooge’a. Jak na inspirujące dzieło przystało, „Opowieść wigilijna” stała się też podstawą wariacji i przeróbek. I o jednej z nich dzisiaj.

Frank Cross jest bezwzględnym producentem telewizyjnym, który całe swoje życie podporządkował zarabianiu pieniędzy. Zbliża się Boże Narodzenie, a w jego stacji w wieczór wigilijny zaplanowano transmisję, wystawianej na żywo „Opowieści wigilijnej”. Krótko przed tym, Franka nawiedza duch jego zmarłego mentora Lewa Haywarda (w tej roli kompletnie nierozpoznawalny pod szaloną charakteryzacją John Forsythe, czyli Blake Carrrington z „Dynastii”). Zapowiada nadejście trzech innych duchów, które mają uświadomić Frankowi w jak złym kierunku zmierza jego życie.

Już sam fakt, że film ten można zakwalifikować jako horror – komedię wzbudza moją sympatię. Bardzo lubię umiejętnie stosowany czarny humor, a tego tu z pewnością nie brakuje. W 1988 roku, zaraz po premierze, wielu miało wątpliwości, czy widzom spodoba się tak „wredny” miejscami film. Okazuje się, że tak. „Wigilijny show” zachowuje ducha dickensowskiej przypowieści, która jeśli się wczytać, nie jest wolna od mrocznych momentów. Przełamuje to jednak absurdalnymi żartami słownymi i sytuacyjnymi.

Najważniejszy jest tu oczywiście Frank, którego brawurowo gra Bill Murray, jeden z najlepszych aktorów komediowych w historii. Tą rolą wrócił po czterech latach przerwy, którą sobie zrobił po sukcesie „Pogromców duchów”. Tu jest w doskonałej formie, w wielu scenach improwizuje, ma też w sobie dużo ciepła, kiedy ton fabuły zmienia się na poważny. To za jego sprawą do scenariusza dodano wątek miłosny.

Film jest pozbawiony hamulców, ale też po prostu miły i przepełniony świąteczną atmosferą. Ja go lubię także za lekką kiczowatość lat 80-tych. Stroje i fryzury z tamtego okresu są nie do podrobienia. Taki wypad w przeszłość może okazać się bardzo przyjemny.

(Ala Cieślewicz)

Reż. Richard Donner

Ocena: 7/10