Recenzja filmowa nr 633: Naga broń (PLAKAT) - Reporter-24.pl
Wiadomości
wszystkie

Recenzja filmowa nr 633: Naga broń (PLAKAT)

Recenzja również na: mediakrytyk.pl

Nasze poprzednie recenzje alfabetycznie

Plakat i jnformacje o filmie

Nie wróżono za bardzo sukcesu temu projektowi. Nie dość, że wydaje się, iż faza na komedie absurdalne dawno minęła, to jeszcze poważono się na klasyk nad klasykami w tym gatunku. Wielu widzów, w tym niżej podpisana, wychowało się na serii „Naga broń” i na ewentualne zbezczeszczenie legendy na pewno patrzyłoby krzywym okiem. Na szczęście możemy odetchnąć z ulgą, gdyż najnowszą odsłonę trzeba uznać za całkiem udaną.

Głównym bohaterem filmu jest porucznik Frank Drebin junior, w którego wciela się Liam Neeson. Przy doborze obsady twórcy posłużyli się tym samym kluczem, co ich poprzednicy, zatrudniający Leslie Nielsena, czyli aktora dramatycznego. Głównym źródłem humoru był fakt, że aktor ze śmiertelną powagą wygłaszał najbardziej kuriozalne kwestie. Podobnie jest w tym przypadku. Liam Neeson raczej z komedią się nie kojarzy. W ostatnich latach dał się poznać nawet jako bezlitosny bohater kina akcji. Tutaj idealnie wciela się w idiotę przekonanego o swojej racji, który z własnej winy lub głupoty wiecznie wpada w tarapaty. Razem z Pamelą Anderson, która również zachowując powagę bawi się swoją rolą, tworzą bardzo udany duet.

Jeżeli chodzi o humor, to jest dokładnie taki, jakiego można się spodziewać. Jest to też wyraźnie propozycja dla tych, którzy znają i lubią kultową trylogię z Leslie Nielsenem. Film jest niesamowicie durny, czego oczywiście nie uważam za wadę. Narzekanie na głupotę w tym filmie, to jak narzekanie, że w „Titanicu” było za dużo wody. Brak logiki wydarzeń i nieadekwatne reakcje bohaterów to fundamenty tego typu produkcji i jest tego w tym filmie pod dostatkiem. Jeżeli chodzi o poziom serwowanych żartów, to jest bardzo nierówny. Momentami śmiałam się na głos (zwłaszcza z tego, co działo się na drugim planie), najczęściej się uśmiechałam, a kilka razy z zażenowania nie wiedziałam, gdzie oczy podziać. Kawał serwowany jest nam średnio co trzy sekundy i można by czuć przesyt, ale na szczęście film trwa niecałe półtorej godziny, więc po seansie nie czuć zmęczenia.

Film jest mocno „amerykański”, dużo jest nawiązań do tamtejszych realiów i kultury. Poza tym dużo jest również żartów językowych, nieprzetłumaczalnych na nasz język, dlatego, chcąc nie chcąc, część widzów się z nimi rozminie. Ogólnie uważam ten film za udany, ale nie nazwałabym go ewenementem, który odkryje ten gatunek na nowo. To raczej po prostu fajna komedia, która miejmy nadzieję zachęci innych twórców do powrotu do niesłusznie porzuconej satyry.

(Ala Cieślewicz)

Reż. Akiva Schaffer

Ocena: 6/10